Czy bliższy mi język sprawia, że jednocześnie jestem bliżej Boga?
Co jakiś czas zamieszczamy na Wiara.pl informacje o kolejnych tłumaczeniach Biblii. Najczęściej są to newsy o translacjach na języki indiańskie, afrykańskie i inne, równie egzotyczne dla nas, narzecza i dialekty. Ale, co ciekawe, ostatnio coś tym względzie ruszyło się także i u nos, na Górnym Śląsku.
Być może słyszeli już Państwo o burmistrzu Radzionkowa, który postanowił przetłumaczyć na śląski Nowy Testament? Niedawno pisał o tym portal Silesion.pl, informując, że przekład autorstwa Gabriela Tobora w formie książkowej ma się ukazać za kilka miesięcy.
Swego czasu podobną próbę podjął Marek Szołtysek. Najpierw była jego „Biblia Ślązoka”, która w rzeczywistości Biblią nie była, gdyż zawierała tylko opowiadania inspirowane Starym i Nowym Testamentem. Mimo to, ten popularny, śląski publicysta, spotkał się z ogromną falą krytyki (oburzyła się nawet Rada Języka Polskiego). Po latach Szołtysek napisał jeszcze „Ewangelie śląskie”, w których znalazły się m.in. jego przekłady Księgi Jonasza, czy Ewangelii św. Marka, a swoje trzy grosze wtrącił również profesor Zbigniew Kadłubek, gdy na łamach czwartego numeru „Fabryki Silesii” także opublikował śląskojęzyczny fragment Ewangelii św. Marka.
Niecierpliwie czekając na „toborową Biblię” przypomniałem sobie ostatnio ich tłumaczenia i muszę przyznać, że wyszły całkiem ciekawie, choć jak to z każdym tekście pisanym po Śląsku, i u Szołtyska, i u Kadłubka raz po raz natrafiam na słowa, czy zdania, które jakoś mnie szterujóm, bo przeca u nos w dóma tak sie niy godo…
Zresztą niech Państwo sprawdzą sami, jak im te próby wyszły. Fragmenty tłumaczeń Marka Szołtyska można znaleźć tutaj , zaś Zbigniewa Kadłubka tutaj.
Przy okazji polecam też poczytać Andrzeja Cichonia, który od jakiegoś czasu, regularnie zamieszcza na swoim blogu „Ewangelijo po ślonsku”, czyli przetłumaczone na śląski teksty do niedzielnych Ewangelii. Co tydzień czytam je z wielką frajdą, uświadamiając sobie jednocześnie, że to sie do. Że tyn Pónbóczek naprodwy mógby godać dó nos po ślónsku.
Czy bliższy mi język sprawia, że jednocześnie jestem bliżej Boga? Myślę, że coś w tym jest. Już raz to zresztą przeżyłem, gdy zacząłem podczytywać przywiezioną z Pragi czeską Biblię.
Śląski jest bardzo bogaty bohemizmy, więc lektura świętych tekstów w „czeszczinie” była dla mnie bardzo ciekawym, a i ubogacającym doświadczeniem. Dziś coś podobnego przeżywam w trakcie lektury translatorskich próbek Cichonia. Ostatni z jego wpisów znajdą Państwo tutaj.
*
Felieton z cyklu Okiem regionalisty