Krzyk, jęk, krew. Na autostradzie A1 w Gorzyczkach zderzyły się dwa autokary - z Polakami i Czechami...
- Ne rozumim! Ne rozumim! - krzyczał jeden z Czechów do polskich strażaków, którzy zjawili się na miejscu zdarzenia po 9.30. - Dejte mu deku, jemu zima! - wołał inny, prosząc o koc dla leżącego, trzęsącego się z zimna kolegi. Mieszały się ze sobą krzyki i jęki rannych po polsku i czesku.
Wkrótce dołączyło do nich wycie syren zbliżających się z Polski i Czech wozów, oraz warkot lądującego śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratowniczego.
Tak wyglądały w czwartek 21 kwietnia przygotowane z rozmachem ćwiczenia „Autostrada 2016”. Mają przygotować służby do ewentualnych działań w czasie Światowych Dni Młodzieży. Uczestniczyło w nich ponad 20 instytucji, w tym polskie i czeskie służby.
Wśród poszkodowanych „pozorantów” było 30 Polaków i 30 Czechów. Ci drudzy mieli - dla utrudnienia - zakaz mówienia po polsku z ratującymi ich polskimi służbami.
Według scenariusza ćwiczeń doszło do zderzenia dwóch autobusów Przemysław Kucharczak /Foto Gość - Musimy być przygotowani na takie wypadki. Dzisiaj jest to przypadek Polaków i Czechów, ale może to być autobus z Japończykami czy Chińczykami. Wtedy służby też muszą porozumieć się z osobami, które potrzebują pomocy - komentował na miejscu zdarzenia Jan Chrząszcz, pierwszy wicewojewoda śląski.
O pierwszych wnioskach z ćwiczeń powiedział nam Grzegorz Kamienowski, zastępca dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Zwrócił uwagę, że wśród czeskich służb, które szybko znalazły się na miejscu pozorowanego wypadku, zabrakło jednak tamtejszego pogotowia ratunkowego. I to nie dlatego, że nie chciało się ono włączyć, lecz z tego powodu, że przepisy zabraniają im przekraczać granicę.
Tymczasem to właśnie czeskie służby miały najbliżej. Z miejsca pozorowanego wypadku, położonego nad granicą, są już doskonale widoczne mieszkalne bloki czeskiego Nowego Bohumina.
„Ranni” zostali przewiezieni przede wszystkim do szpitali w Raciborzu, Wodzisławiu i Jastrzębiu.
Jednego z "rannych" zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Przemysław Kucharczak /Foto Gość - Nasze pogotowie również nie może wjechać na teren Republiki Czeskiej ze względu na przeszkody prawne - powiedział nam Grzegorz Kamienowski. - Przygotowując te ćwiczenia, robiliśmy symulację tras dojazdu do szpitali. Okazuje się, że do szpitala w Raciborzu szybciej można stąd dojechać przez... Czechy. Nasze karetki nie mogą jednak przekroczyć granicy. To są bariery prawne, które już dziś mamy zidentyfikowane. Po ćwiczeniu wojewoda będzie kierował wnioski do właściwego ministra, aby to legislacyjnie uporządkować. Jest ku temu wola zarówno ze strony polskich, jak i czeskich władz - zdradził.