Powtórne złożenie szczątków Pielerów w Rudzie Śl. Krypta tej pięknej kaplicy była zasypana bergą. Kiedy grabarze usunęli cały kamień, na samym dole znaleźli trzy szkielety.
Szczątki matki z synem leżały z boku, na centralnym podeście spoczywały kości ojca. To szczątki Franciszka Pielera, zarządcy dóbr hrabiego Ballestrema i wynalazcy, jego żony Emilii i syna Adolfa. Franz zmarł 106 lat temu, jego syn i żona niewiele później. Parafianie sanktuarium św. Józefa w Rudzie Śląskiej postarali się o przełożenie ich kości do trzech nowych, dębowych trumien. W niedzielę 10 kwietnia zostały one na nowo, uroczyście złożone w krypcie odnowionej kaplicy na cmentarzu w Rudzie. Ślązacy mało wiedzą o ludziach, którzy budowali tutejszy przemysł. Pewnie dlatego, że byli to prawie wyłącznie Niemcy. Ich potomkowie opuścili tę ziemię albo pod koniec wojny, albo jeszcze wcześniej, po powstaniach śląskich. Pamięć o nich przywracają dzisiaj parafianie sanktuarium św. Józefa w Rudzie Śląskiej. To będzie tekst o dwóch z budowniczych śląskiego przemysłu – przyjaciołach na śmierć i życie. Jeden był hrabią, drugi dyrektorem jego zakładów. Co ciekawe – i wcale wśród pruskich przemysłowców i arystokratów nie częste – obaj byli żarliwymi, głęboko wierzącymi katolikami.
Pielgrzym o rysach Franciszka
Hrabią był Franciszek Ksawery Ballestrem, właściciel rudzkich zakładów przemysłowych i marszałek niemieckiego sejmu. To on ufundował powstały w 1905 r. kościół św. Józefa w Rudzie, dzisiejsze sanktuarium. Hrabia i jego bliscy są pochowani w krypcie pod tą świątynią. Przed sześcioma laty, w stulecie śmierci hrabiego, parafia odnowiła kryptę grobową fundatora kościoła. Z tej okazji do Rudy Śląskiej, oprócz potomków Bellestremów, przyjechało kilkunastu potomków przyjaciela hrabiego – Franciszka Pielera. Był on przez 25 lat był zarządcą dóbr w Rudzie i prawą ręką hrabiego; miał znaczące zasługi dla parafii i miejscowości. – Goście chcieli pójść na grób swoich przodków. Niestety, kaplica Pielerów na cmentarzu była w opłakanym stanie. Stała tam dobudówka dla grabarzy, zrobiona z jakichś blach. Wyglądało to fatalnie już z zewnątrz – mówi ks. proboszcz Adam Brzyszkowski. – A w środku cała krypta grobowa była zasypana bergą, czyli kamieniem z hałdy. Nie wiadomo, czy zasypano ją w czasie wojny, czy jeszcze wcześniej. Kiedy odwiedziliśmy tę kaplicę na cmentarzu, było aż wstyd – dodaje.
Parafia zaczęła więc powoli, w miarę możliwości finansowych, remontować kaplicę. Najpierw grabarze usunęli z krypty cały kamień i odnaleźli leżące na posadzce kości Pielerów. Potem zostały odnowione tynki, kraty, furtki... W prace włączyło się miasto, dzięki któremu kaplica uzyskała nowe pokrycie dachu i odnowioną elewację. Parafianie dali też pieniądze na zbudowanie osobnego, małego budynku dla grabarzy. Co w tej cmentarnej kaplicy Pielerów jest tak niezwykłego? Choćby to, że stoi w niej znakomita rzeźba z białego marmuru, wykonana przez sławnego niemieckiego artystę Józefa Limburga. Jest na niej Jezus, który przygarnia pielgrzyma. Ten pielgrzym ma rysy twarzy właśnie... Franciszka Pielera. Przed kaplicą stały kiedyś też dwa piękne anioły Limburga, odlane z brązu. – Jeszcze przed wojną zostały przeniesione do naszego kościoła. I zapewne dlatego istnieją do dzisiaj – komentuje ks. Adam.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się