Pływał z polskim węglem i cementem do Afryki. Z Indii wracał z rudą żelaza. Tylko po to, żeby na środku morza nie umrzeć z nudów, zajął się sztuką. Dzisiaj jego rzeźby stoją w wielu kościołach.
Wystawę rzeźby byłego marynarza Andrzeja Borgieła można oglądać do 14 kwietnia w Muzeum Archidiecezjalnym w Katowicach. Nazwał ją „Miłosierdzie” i zadedykował przyjacielowi: biskupowi Czesławowi Dominowi w 20. rocznicę jego śmierci. Z Czechowic na ocean Andrzej wybrał w młodości nietypową ścieżkę edukacji jak na synka z Czechowic-Dziedzic: skończył Szkołę Morską w Szczecinie. Od 1969 r. pływał po świecie potężnymi masowcami, wypełnionymi na przykład polskim cementem, który trzeba było rozładować w Maroku albo w Egipcie. Do Ghany płynął kiedyś z węglem. – Inna rzecz, że wtedy w Ghanie z naszego węgla robili podsypkę pod tory kolejowe... W tym państwie widziałem też na nabrzeżu pługi śnieżne z darów ze Związku Radzieckiego... Typowa gospodarka socjalistyczna – wspomina. Przy powrocie do Polski jego statek bywał wypełniony np. fosforytami i apatytami z Maroka (to minerały wykorzystywane do produkcji nawozów sztucznych) czy rudą żelaza z Indii. Latem pływał też po rudę do szwedzkiego Luleå nad Bałtykiem, a zimą, gdy Zatokę Botnicką skuwał lód, po ten sam ładunek kierował się do znacznie odleglejszego Narviku w Norwegii, gdzie morze nie zamarza. Brzmi to bardzo ciekawie, jednak na dłuższą metę, kiedy tygodniami wokół nie widać nic oprócz wody, bywa monotonnie...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.