20-letnia Ania jadła z rodziną niedzielny obiad, kiedy do ich domu w Orzeszu weszli sowieccy żołnierze.
Kazali Ani i jej bliźniaczce Marcie iść z nimi do sowieckiego sztabu w piwiarni w Jaśkowicach. Był 5 marca 71 lat temu.
Ania sądziła później, że wskazał je czerwonoarmistom daleki sąsiad. Ten człowiek za rządów Hitlera był bardzo proniemiecki, ale gdy w 1945 r. powiał wiatr ze Wschodu – zaczął gorliwie wysługiwać się Sowietom.
Protokół z przesłuchania Anny Bobczyńskiej z Dębieńska jest jednym z tekstów przejmującej, wydanej przez katowicki IPN książki „Wywieziono nas bydlęcymi wagonami. Relacje deportowanych z Górnego Śląska do Związku Sowieckiego w 1945 roku”.
Znalazło się tu 46 relacji z wywózki. Większość to protokoły z przesłuchań w IPN. Są też wspomnienia, a nawet prowadzone na bieżąco dzienniki wywiezionych. Nie zabrakło historii, świetnie opowiedzianych przez żyjących do dziś Ślązaków, którzy przeżyli wywózkę. Rozmowy te nagrali niedawno historycy IPN.
Z Orzesza na Ural
Sowieci uprowadzili do niewolniczej pracy na Wschodzie około 50 tys. Górnoślązaków. Z tej części regionu, która należała przed wojną do Niemiec, wywozili wszystkich mężczyzn w wieku produkcyjnym. Z polskiego Śląska wybierali tylko niektórych – w ramach operacji „czyszczenia tyłów”. Niby szukali tu nazistowskich aktywistów, ale w praktyce często aresztowali ludzi przypadkowych. W bydlęcych wagonach pojechali więc na Wschód obok siebie lokalni funkcjonariusze partii nazistowskiej i zwykli Ślązacy, a wśród nich nawet śląscy żołnierze AK.
Rzadziej na Wschód były wywożone kobiety. Taki los spotkał jednak m.in. Annę Bobczyńską z domu Gottczak, o której wspomnieliśmy już wyżej. Mieszkała wtedy w Orzeszu. Była córką powstańca śląskiego, którego Niemcy więzili w obozie koncentracyjnym. Rodzina Anny przyjęła – jak większość Ślązaków, zgodnie z radą biskupów śląskich – volkslistę nr 3. Jej brat został wcielony do Wehrmachtu. Nikt z rodziny nie należał jednak do nazistowskich organizacji – w przeciwieństwie do rodziny człowieka, który – jak uważała Anna – wskazał ich Sowietom.
Enkawudziści wypytywali Anię i jej siostrę wciąż o to samo: co robiły w czasie wojny i ilu radzieckich żołnierzy zastrzeliły. 17 marca 1945 r. popędzono je wraz z innymi aresztowanymi Ślązakami do Knurowa, do punktu etapowego w budynku dzisiejszej Szkoły Podstawowej nr 2 przy ul. Wilsona. Po dwóch tygodniach wygłodzeni ludzie musieli ustawić się w kolumnę. Upadając z wycieńczenia, bici kolbami, doszli do Bytomia. „Potem okazało się, że zapełniono nami 90 wagonów towarowych. Kobiet było ok. 180 w trzech wagonach” – wspomina w książce pani Anna.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się