Podobno pierwszego anioła przyniosła chora na anoreksję nastolatka. Zrobiła go sama. Może to był ten ulepiony z modeliny, ubrany w pomarańczowy kubraczek? A może ten wydziergany z włóczki? Anielska historia tej kaplicy ma już ponad piętnaście lat.
Aniołów ciągle przybywa. Jest ich kilka tysięcy. Tłoczą się pod ścianami, na ścianach, na specjalnie zrobionych drewnianych półkach. Są anioły kolorowe, białe, drewniane i porcelanowe. Niektóre zabawne, inne dostojne. Uśmiechnięte i rozmodlone. Część z nich powędrowała już na szpitalny korytarz. Spoglądają na małych pacjentów z oszklonych witryn. Anioły przynoszą do kaplicy pacjenci, ich rodzice, dziadkowie, babcie. Niezwykłe wota, aby podziękować Panu Bogu za cudowne uzdrowienie dziecka. Albo za pomyślne leczenie czy dobrych lekarzy. A czasem to ostatni akord wdzięczności za życie malucha, który odszedł już do nieba… Kaplicą Aniołów Stróżów w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka im. Jana Pawła II opiekuje się franciszkanin ojciec Paweł Ostrzałek. Stanowczy, uśmiechnięty – wzbudza zaufanie. Dzieci go lubią. – To chyba przez te cukierki w kapturze – śmieje się. – Jakie cukierki? – A takie różne – odpowiada i podnosi do góry wieko dużej, wiklinowej skrzyni po brzegi wypełnionej słodyczami w kolorowych papierkach. Te cukierki to taki klucz do serc zblazowanych nastolatków, którym na widok księdza uruchamiają się mechanizmy cynizmu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.