Jeden z ostatnich księży, którzy przeżyli niemieckie obozy, świętuje 95. urodziny.
Przeżył piekło pracy w kamieniołomach w Mauthausen-Gusen. Był też w obozie Dachau. To ks. dr Józef Pielorz z Imielina na Górnym Śląsku, oblat Najświętszej Maryi Panny.
Ma wielką cześć do św. Józefa, do którego księża w Dachau modlili się nowenną przed wyzwoleniem obozu. Niemcy nie zdążyli wtedy zrealizować swojego planu i zmasakrować więźniów, bo w ostatnim dniu nowenny - tuż przed rozpoczęciem rzezi - pod bramę zajechał pojedynczym samochodem patrol Amerykanów.
O śmierć otarł się w czasie wojny wiele razy. - Nie było mi dane jeszcze wówczas odejść z tego świata - komentuje. - Przeżyłem wiele w ciągu tych 95 lat, było źle, tragicznie, był strach, głód i wyczerpanie, ale przeżyłem - mówi.
Ks. Pielorz jest dziś - jak stwierdził burmistrz Jan Chwiędacz - najstarszym mężczyzną w Imielinie. - Kiedy miałem lat 70, 80, do 88, jakoś się toczyło, były jeszcze siły. Ale teraz już coraz gorzej, już tylko trud i cierpienie - mówi ks. Józef.
Z okazji urodzin Solenizant uczestniczył we Mszy odprawionej w Jego intencji w kościele pw. Matki Boskiej Szkaplerznej. Wraz z najbliższą rodziną modlili się z nim również licznie zgromadzeni parafianie. Po Mszy, która uświetnił miejscowy chór „Harfa”, były życzenia od najmłodszych i najstarszych parafian a także od władz Imielina - burmistrza i przewodniczącego Rady Miasta.
Danuta Sowa Przy śniadaniu, na które zaprosił ks. Pielorza proboszcz imieliński, ks. Eugeniusz Mura, był czas na wspomnienia.
Ks. Józef Pielorz urodził się 22 stycznia 1921 w Imielinie.
Był trzecim z ośmiorga dzieci. Był sportowcem, chciał startować w planowanej olimpiadzie w Tokio w 1940 roku. Po maturze jednak, zdanej w 1939 r., pod koniec sierpnia udał się do nowicjatu oblatów do Markowic k. Inowrocławia.
Tam zastała go wojna. Z innymi kandydatami do nowicjatu uciekał w stronę Warszawy. Pod Sochaczewem znaleźli się dokładnie na linii frontu bitwy nad Bzurą, pomiędzy ostro się ostrzeliwującymi wojskami polskim i niemieckim. - Huk, bomby i strach. Myślałem, że już po mnie - tak komentuje tę chwilę ks. Pielorz.