W siedzibie NOSPR odbyło się spotkanie wokół najbardziej osobistej książki o wybitnym kompozytorze z Katowic. Jej autorką jest Barbara Gruszka-Zych.
Biografia "Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara" właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Niecałe. A w czwartek wieczorem rozmawiały o niej dwie dziennikarki "Gościa" - autorka książki i Aleksandra Pietryga.
- Pan Wojciech Kilar kiedyś mi powiedział, że codziennie podczas wieczornej modlitwy zadaje sobie pytanie: "dlaczego to właśnie mnie spotkało takie piękne życie?" - mówiła Barbara Gruszka-Zych, potwierdzając, że kompozytor był człowiekiem szczęśliwym.
- Wiedział, że to życie jest błogosławieństwem, ale wiedział też, że prowadzi w drugą przestrzeń. Był taki moment, że on zrozumiał, że największym zadaniem katolika jest być świętym. Kiedy zmarł, było to w dzień Świętej Rodziny, wiele osób mówiło, że może on i jego żona zostaną błogosławionymi.
Barbara Gruszka-Zych Kilara znała przez 20 lat. Pierwszy raz spotkali zawodowo.
- Poszłam, dziennikarka zdenerwowana, do domu przy ul. Kościuszki. Bardzo miła, poprawna rozmowa, a wszystko zakończyło się wspólnym zdjęciem. Poprosiłam pana Wojciecha, najpierw stanął przy mnie, a potem powiedział, że musi zawołać Barbarę (swoją żonę - przyp. jj). To zdjęcie jest takie symboliczne. On stoi z żoną Basią, trzyma ją za rękę, a odstęp ode mnie to jest kilkanaście centymetrów. Ten dystans do świata zewnętrznego bardzo ładnie tam zaznaczył - tłumaczyła nasza redakcyjna koleżanka.
Kiedy po długiej chorobie żona Wojciecha Kilara zmarła, najcenniejszą rzeczą w jego domu było stare pęknięte sito, pamiętające jej schorowane dłonie. - Ona, kiedy jeszcze mogła, była w miarę sprawna, przez to sito przecedzała pierogi, kluski - te, które tak lubił - mówiła dziennikarka.
Kolejną cenną pamiątką była karteczka z pamiętnika małej Basi Pomianowskiej. - Przed pierwszą Komunią świętą przepisała sobie "Te Deum laudamus". Pan Wojciech już po jej śmierci wyrwał tę karteczkę, oprawił w ramkę i postawił na fortepianie jako największą relikwię.
Autorka i inni znający Kilara uczestnicy spotkania podkreślali jego absolutną miłość do żony. Miłość ta nie należała jednak do łatwych. "Jak się bardzo kocha, to trzeba też bardzo cierpieć" - kompozytor powiedział kiedyś Basi Gruszce-Zych.
Minęło 12 lat, zanim muzycy się pobrali. W tym czasie, jak mówił Kilar, w jego życiu były: wino, kobiety i śpiew. - To, że ta miłość była taka burzliwa, niepewna, spowodowało chyba, że potem była tak wielka i trwała jak skała - wyjaśniła dziennikarka.
Niesamowita była także wiara Wojciecha Kilara. Co ciekawe - wymodlona - właśnie przez żonę.
"Miał piękne życie, ale okrutną śmierć" - dziennikarka "Gościa" cytowała Wojciecha Krajewskiego, przyjaciela i kierowcę Kilara. Był przy nim 20 minut po jego zgonie. Wył, całując dłoń zmarłego kompozytora.
Autorka biografii, poza własnymi wspomnieniami ze spotkań z Kilarem, w książce mówi o nim, cytując jego najbliższych, przyjaciół ze świata kultury i zwykłych ludzi, którzy towarzyszyli mu na co dzień. Podobnie było na czwartkowym spotkaniu.
Razem z dziennikarkami Wojciecha Kilara opisywali zaproszeni goście, bohaterowie książki oraz inni uczestnicy promocji książki.
Był wśród nich także człowiek, który nawrócił się dzięki muzyce wybitnego kompozytora.