"Oni się boją…". Do dziś słyszę charakterystyczny głos ojca Blachnickiego.
Przybliża się dzień wyniesienia na ołtarze założyciela Ruchu Światło–Życie. Obok radości i wdzięczności budzą się wspomnienia…
To był bodaj luty roku 1977. Jako licealistka i oazowiczka pojechałam po raz pierwszy do Krościenka na kilkudniową oazę. Zostało mi z tego czasu zwłaszcza wspomnienie Eucharystii celebrowanej przez "ojca Blachnickiego" – jak mówiliśmy. Pamiętam dobrze jego sylwetkę na tle mozaiki Chrystusa Sługi w kaplicy na Kopiej Górce. Jego charakterystyczny, mocny głos – i nasze zasłuchanie.
Czy zdawaliśmy sobie wtedy sprawę z tego, że to ktoś niezwykły? Myślę, że dla nas wszystkich był autorytetem, a przede wszystkim kimś, kto pozwolił nam na oazach pierwszy raz "dotknąć" Boga: w sakramentach, w modlitwie i może przede wszystkim – bo to było największym odkryciem – we wspólnocie.
Z Kopiej Górki przenoszę się myślą do Lublina, na KUL. Znalazłam się tam na Tygodniu Eklezjologicznym wraz z grupą studentów z Duszpasterstwa Akademickiego "Na Skałce" w Krakowie; był 1978 lub 1979 rok. Wśród prelegentów jest ks. Franciszek Blachnicki.
Odczytuje płomienny manifest czeskiego autora przeciwko panującej władzy, którego przewodnim zdaniem są słowa: "Oni się boją…". Założyciel Ruchu Światło–Życie i Krucjaty Wyzwolenia Człowieka mówi o wolności wewnętrznej i zniewoleniu tych, którzy tylko pozornie są wolni. Przywożę z KUL-u taśmę z nagraniem tego wykładu. Do dziś brzmią mi w uszach kolejne wezwania tej swoistej litanii.
I ostatni akcent. Zbliża się spotkanie dla młodzieży z Europy Wschodniej organizowane przez wspólnotę z Taizé w Katowicach – w roku 1981. Wcześniej przyjeżdżają z Taizé bracia i tzw. permanenci, by poznać Kościół w Polsce, przygotować grunt. Brat Marek – w imieniu brata Rogera – prosi o umożliwienie spotkania z ks. Blachnickim.
Mój mąż jedzie na Kopią Górkę z kilkoma osobami na umówione wcześniej, utrzymywane z wiadomych względów w tajemnicy, spotkanie. W ten sposób założyciele wielkich dzieł Kościoła nawiązują kontakty i mobilizują do żywej wiary młodych, którzy coraz bardziej pragną Boga i wolności, również tej zewnętrznej.
"Więc dlaczego my się ich boimy?!" – tak kończył się wspomniany manifest. Czas pokazał, że nie baliśmy się tak bardzo. A zwłaszcza nie bał się on, Ksiądz Franciszek od Oazy. Wkrótce, jak ufamy, błogosławiony.