– Jak się dogadamy? – pytam ojca Krzysztofa. Patrzy ze zdziwieniem. – Przecież przyjedziecie do Polski z trzydziestką dzieci – tłumaczę. Proboszcz bagatelizuje moje obawy: – Ja nawet nie wiem, w jakim języku rozmawiamy u nas w klasztorze w Witebsku.
Krzysztof Kocjan OP, proboszcz witebskiej parafii św. Barbary, pochodzi z Katowic. W klasztorze pracuje ze współbraćmi dominikanami z Białorusi. Wśród jego parafian znajdziemy ludzi o polskich korzeniach, ale nasz język jest im obcy. – Raz zdarzyło się – ojciec Krzysztof rozmowę o przygotowaniu letnich wakacji dla dzieci z Białorusi przerywa anegdotą – że przygotowywałem do sakramentu małżeństwa młodych ludzi. Pytam, jak się modlą. On odpowiada, że własnymi słowami, ona, że odmawia Różaniec. W jakim języku? Nie wiedziała. Proszę, żeby się pomodliła, i słyszę: „Zdrowaś Maryjo” po polsku. Kobieta nie wiedziała, co mówi. Tak nauczyła ją babcia i tak codziennie się modliła. W języku elfów – śmieje się ojciec Krzysztof. Bo wiara na Białorusi często jest magiczna. Tak traktują modlitwy, sakramenty, kościelne zwyczaje. Obok tego zabobony, czary, przesądy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.