- Umierał niesiony modlitwą pielgrzymów - mówi ks. Marek Bernacki.
Zmarły pochodził z Jejkowic, do Matki Bożej pielgrzymował 33. raz.
Bardzo chciał wejść, poczuł się jednak źle, kiedy Jasna Góra była już bardzo blisko. Został mu jakiś kilometr czy pół drogi. - Niestety, tam stracił przytomność. Prawdopodobnie był to zawał - tłumaczył ks. Marek Bernacki, kierownik Pielgrzymki Rybnickiej.
Kapłan jego śmierć interpretuje również jako konkretną ofiarę 70. jubileuszowej pielgrzymki. - Modliliśmy się za niego i w apelu, i podczas czuwania, i w trakcie Mszy o północy. Umierał otoczony pielgrzymami. Zatrzymali się, modlili, modlił się nad nim też ks. Janusz Badura z Wodzisławia. Umierał niesiony modlitwą pielgrzymów - zapewnia ks. Bernacki. - Oczami wiary piękna śmierć, ale wiadomo, po ludzku patrząc - dramat.
W Częstochowie w tym dniu na pielgrzyma czekali żona, syn, wnuki.
Zmarły szedł w grupie II A.
Ks. Janusz Badura udzielił mu również absolucji generalnej.