Henryk Mühlpfort - barokowy niemiecki poeta - w napisanym po łacinie wierszu nazywał Śląsk szmaragdem Europy.
Dziś często wraca się do tej metafory. Wszak szmaragd to kamień szlachetny, który tym jest cenniejszy, im więcej domieszek posiada. Podobnie Śląsk – region w którym od wieków spotykają się (ścierają) ze sobą różne kultury, tradycje i każda z nich coś tej krainie daje. W jakiś sposób ją ubogaca. Zmienia jej oblicze.
Wszystkie śląskie domieszki? Wymienić ich nie sposób. Historycy i archeolodzy zasypaliby mnie pewnie nazwami dawno zapomnianych ludów i plemion, a nawet gdyby ich dłuuuga i szczegółowa lista była już kompletna, za chwilę okazałoby się, że znowu czegoś na niej brakuje. Zresztą wystarczy pospacerować po katowickich ulicach. Coraz częściej spotkać można tu studentów czarnoskórych, skośnookich, czasem przemknie gdzieś młoda dziewczyna w hidżabie. Ciekaw jestem jakie piętno te osoby odcisną na mieście i regionie…
Bez dwóch zdań spore piętno odcisnęli już kresowiacy, choć gdzieniegdzie wciąż pokutuje stereotyp, że to inni, obcy. Przesiedleni, ale nie zakorzenieni.
O tym, że to nieprawda już od lat przekonuje mnie chociażby czołówka „Paciorków jednego różańca” Kazimierza Kutza. Wystarczy wsłuchać się otwierającą film kompozycję pochodzącego ze Lwowa Wojciecha Kilara. Kresowiaka, który fenomenalnie połączył tam śląską, ludową melodię z jakimś żalem, niepokojem, nostalgią, że ten dawny, mityczny Śląsk powoli odchodzi w niepamięć. Że coś się na naszych oczach kończy.
Być może kluczowe było tu jego osobiste doświadczenie – dla niego przecież coś się już skończyło. Dawny Lwów był już tylko wspomnieniem. Dawny Śląsk (na którym zamieszkał) w zapomnienie odchodzić właśnie zaczął.
Kresowych domieszek (dobrze wmieszanych i zmieszanych) jest na Śląsku bez liku. Lalkowy teatr „Ateneum”, z którego Katowice słyną został przecież założony przez kresowiaków. Katowicki „Sport” – dziennik, w którym zaczytują się nie tylko śląscy kibice, jest powojenną kontynuacją gazety, która wcześniej wychodziła we Lwowie. „Apostolstwo Chorych”? Podobnie! Futbolowa drużyna Polonii Bytom? O jej lwowskich korzeniach słyszał chyba każdy.
Jeśli coś lwowsko-śląskiego zmieszać się ze sobą nie chce, to być może są to mentalności, temperamenty, etosy. „To ogień i woda, dwie różne kultury – śląska i kresowa. Kultura kresowa jest lekka, z fantazją. Na Śląsku panuje ordnung, wszystko jest pokładane, ma swoje miejsce. Pewnie mam wady i zalety obu tych kultur, ale czuję się Ślązaczką” – mówiła w książce „Ziemia z uśmiechu Boga” profesor Krystyna Doktorowicz, która ma śląsko-kresowe korzenie.
Może coś w tym jest, ale przecież są i rzeczy, które bardzo nas ze sobą łączą. Chociażby specyficzny humor.
Jeszcze przed II wojną światową chyba najpopularniejszymi audycjami na antenie radia Katowice były „Bery i bojki śląskie” Stanisława Ligonia oraz… „Lwowska Fala” ze Szczepciem i Tońciem. W obu królował tzw. humor ludowy, a i niektóre perypetie Szczepcia i Tońcia do złudzenia przypominają przygody Antka i Francka – śmiem twierdzić, ich górnośląskich odpowiedników.