90-lecie Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego. – Tam rodzi się jakiś przyszły arcybiskup. A może kardynał, może papież? I taką mam wizję proroczą: żeby wreszcie z tego seminarium wyszedł jakiś błogosławiony i święty. Ks. Jan Macha, ks. Franciszek Blachnicki? – mówi ks. Henryk Olszar, historyk Kościoła, wykładowca na Wydziale Teologicznym UŚ.
Stwierdzono, że ze względu na subdiakonat jednego z tych księży trzeba będzie dać znać do Rzymu. Przyszła odpowiedź: należy usunąć. Nałożył się na to przyjazd do Polski lustratorów z Rzymu, którzy mieli różne sprawy polskich seminariów zbadać. Zwykła komisja watykańska. Ojciec Anzelm Gądek piękny wpis w seminaryjnej kronice zostawił, że się cieszy, że jest, że tu znalazł dobrą atmosferę. Każdy z tych kleryków jest przesłuchiwany. Po tych przesłuchaniach był na pewno sporządzony jakiś raport. Wynikało z niego, że ojciec święty Pius XI podpisuje się pod tym, że jeszcze następnych, w sumie ok. 40 kleryków zostaje z seminarium usuniętych. Ogromny smutek w diecezji, kiedy rektor musi w Piekarach odczytywać, kto zostaje, a kto musi opuścić szeregi alumnów. Mówią, że to kwestia zazdrości. Może kwestia kultury, tej wrocławskiej i krakowskiej, gdzieś się tam zderzyła. Może zaszkodziło, że chodzili nie w sutannach, tylko „na krótko”? Przed usunięciem kleryków, w sierpniu 1935 r. Kongregacja Seminariów i Studiów Uniwersyteckich wydała dekret, w którym zaznaczyła, że metoda wychowawcza w śląskim seminarium była zbyt liberalna, przez co klerycy mogli łamać regulamin. Ks. M. Kłakus przypomina, że zakazano wtedy klerykom samotnego wychodzenia na miasto, odwiedzania chorych po domach, jedzenia poza murami seminarium, udziału w publicznych widowiskach i wycieczkach ze świeckimi. Musieli odtąd nosić sutannę i pokazywać rektorowi swoją korespondencję. Wybucha wojna, seminarium zostaje zamknięte, a jego alumni studiują gdzieś za granicami Polski. Wśród nich jest żyjący do dziś ks. Franciszek Wąsala, rocznikowy kolega św. Jana Pawła II, z którym spotykał się w Krakowie podczas zajęć na UJ, a potem na spotkaniach rocznikowych, również wtedy, gdy był już papieżem.
Kiedy ks. Henryk Olszar przygotowywał się do kapłaństwa, dzięki staraniom bp. Herberta Bednorza, w 1980 r., z Krakowa seminarium swoją siedzibę przeniosło na ul. Wita Stwosza 17 w Katowicach. Sam budynek ma niesamowitą historię. Najpierw mieściło się w nim Gimnazjum św. Jacka. A w czasie wojny był tam hotel Wehrmachtu „Haus der Wehrmacht in Kattowitz”. Mija 90 lat. Wiele się zmieniło. Jedno jednak trwa. – Podstawowy cel seminaryjnej formacji to nawiązanie relacji z Panem Bogiem. I tylko w tym kontekście można dalej mówić o powołaniu do kapłaństwa. Bycie księdzem nie jest celem samym w sobie – tłumaczy ks. Panek.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się