Szkoła przetrwania pani Anny - list do redakcji

W siedemdziesiątym którymś roku, na zimowisku w Warszawie, pani Anna zadała nam „retoryczne” pytanie, czy chcielibyśmy pójść do Teatru Polskiego na przedstawienie czy do kina.

Poddasze

W następnym roku po tych koloniach letnich moja rodzina przeprowadziła się w Siemianowicach z dzielnicy Sadzawki, gdzie się kiedyś urodził Wojciech Korfanty, na Aleję Sportowców, obok lodziarni Achima Szczypy.  

Pani Szanecka zamieszkiwała przy pobliskiej ulicy Parkowej. Niejednokrotnie spotykaliśmy się wówczas na ulicy. Trzeba było wtedy zatrzymać się na dłużej i porozmawiać o wszystkim. Kiedyś zaprosiła mnie do swojego domu na herbatę z cukrem i cytryną oraz pokazała mi swoją bibliotekę, abym sobie wybrał coś do czytania. Pierwsze  grubsze książki, które przeczytałem, były wypożyczone od pani Anny. Jej mieszkanie stanowiło właściwie część strychu do suszenia prania.

Dr Wacław Olszewicz

Być może zdarzyło się to nieco później, ale pewnego razu, gdy dobiegałem po schodach tego domu całkiem na górę, żeby porozmawiać i znaleźć coś ciekawego w książkach pani Anny, spostrzegłem, że tym razem nic z tego. Pani Szanecka także szła w tym momencie do siebie do domu, lecz nie sama. Właśnie postawiła jakąś walizkę i otwierała drzwi swojego mieszkania. Przy niej stał sędziwy mężczyzna w płaszczu, w okularach z grubymi soczewkami. Był to jej ojciec, który w tym dniu przyjechał w odwiedziny ze Lwowa, gdzie mieszkał od drugiej wojny światowej. Nazywał się dr Wacław Olszewicz. Był z wykształcenia prawnikiem i ekonomistą oraz należał do najwybitniejszych członków przedwojennej elity intelektualnej i gospodarczej województwa śląskiego. Był teoretykiem ekonomicznym i organizatorem eksportu śląskiego węgla przez Gdynię. Przed wojną był także wiceprezesem Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku, jednym z założycieli i wykładowcą Wyższego Studium Nauk Społeczno-Gospodarczych w Katowicach, czyli poprzednika Akademii Ekonomicznej i dzisiejszego Uniwersytetu  Ekonomicznego.

Szkoła przetrwania pani Anny - list do redakcji   Zwiedzanie pałacu wilanowskiego na zimowisku warszawskim 1972-1973 Marek Urlik Później też dowiedziałem się, że przed wojną pani Anna mieszkała z rodzicami w reprezentacyjnym mieszkaniu w Siemianowicach z bogatą rodzinną biblioteką liczącą 40 tysięcy książek. Gdy mi to ktoś powiedział, zrozumiałem, co pani Szanecka miała na myśli, gdy nam wpajała, że jedynie wiedza stanowi coś, czego człowiekowi nie można odebrać ani  ukraść, dlatego człowiek winien się jak najwięcej nauczyć, najlepiej w młodym wieku.

Zespół turystyczny

W 1965 r. pani Szanecka założyła zespół turystyczny w siemianowickim Ogrodzie Jordanowskim, którego nazwę z czasem zmieniono na Młodzieżowy Dom Kultury im. dr. Henryka Jordana. Miała do tego najwyższe kwalifikacje, gdyż była przewodnikiem PTTK po województwie katowickim. Mogę się tu pochwalić, iż byłem jednym z najpewniejszych uczestników zajęć „kółka turystycznego”.  Bez napisania obszernej książki nie jest możliwe zrelacjonowanie przygód i zdobytych doświadczeń z wycieczek i rajdów tej roześmianej gromadki dzieci i młodzieży w różnym wieku. Mogę w  każdym razie opowiedzieć, że nasze główne hasło na rajdach, wycieczkach i obozach brzmialo: „ruszaj się, bo zardzewiejesz”, dlatego nie było nam zimno nawet w najpaskudniejszą pogodę. Motywem powracającym był też nakaz pani Anny, aby na wycieczki i rajdy ubierać się na cebulkę, to znaczy mieć więcej warstw jedna na drugiej,  by w zależności od temperatury było co zdejmować albo zakładać. W organizacji imprez i na samych wycieczkach wiele pomagała najlepsza koleżanka pani Szaneckiej - śp. pani Małgorzata Skwara – której podejście w wielu sprawach bardzo różniło się od poglądów pani Anny, ale dzięki temu obie panie się świetnie uzupełniały. 

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..