Mały chłopiec miał marzenie. Wiele lat później, w krypcie katowickiej katedry, słuchając śpiewu 200 księży, postanowił je spełnić.
Z chorałem jest trochę jak z dymem kadzidła: unosi się w stronę nieba i nastraja do medytacji. Tak twierdzą pasjonaci tej formy muzyki liturgicznej. I trudno się z tym nie zgodzić, widząc, jak miłość do chorału zatacza coraz szersze kręgi. Przy parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych w Katowicach od ponad roku działa męska schola, która mocnym, jednogłosowym śpiewem przenosi słuchaczy do korzeni, „własnego śpiewu liturgii rzymskiej”. Wełnowiecka Schola Gregoriańska powstała z dziecięcego marzenia chłopca, który zafascynował się prostym, surowym śpiewem i zapragnął w nim uczestniczyć. – Dopiero po wielu latach odważyłem się spełnić to marzenie – uśmiecha się Karol Jaje, pomysłodawca, założyciel i dyrygent zespołu w jednej osobie.
– Impulsem był dzień skupienia dla kapłanów w krypcie katowickiej katedry. Kiedy usłyszałem śpiew prawie 200 księży, od którego przechodziły ciarki, wiedziałem, że nadszedł czas na realizację pragnień. Zespół zadebiutował w maju 2003 roku. Ze względu na charakter śpiewu gregoriańskiego należą do niego wyłącznie mężczyźni. Są to zarówno wykształceni muzycy, jak i uzdolnieni amatorzy. Nad warsztatem pracują intensywnie, próby odbywają się co najmniej raz w tygodniu, zwykle częściej. Raz w miesiącu śpiewacy zapraszają na próby otwarte dla sympatyków chorału i osób zainteresowanych działalnością scholi. Z tych spotkań wyrósł nowy narybek.
Niebawem, a dokładnie w ostatnią środę i w ostatnią sobotę września, schola planuje zaprosić wszystkich zainteresowanych na przesłuchania. 7 września zespół przyjął patronat ks. Roberta Gajdy, który w latach 1931–1945 był proboszczem parafii na Wełnowcu. Jego życie kapłańskie związane było również z muzyką liturgiczną. Wydał m.in. „Chorał”, który stał się podstawą do późniejszych wydań wzorcowego dla archidiecezji „Chorału Śląskiego”, a także podręczniki do nauki chorału gregoriańskiego. – Niektórzy utrzymują, że po Soborze Watykańskim II Kościół odszedł całkowicie od jednogłosowego śpiewu w języku łacińskim. To nieprawda. Przecież do podtrzymywania tradycji śpiewania chorału w Kościele namawiali ojcowie soborowi m.in. w Konstytucji o Liturgii Świętej – przekonuje Karol Jaje. – W swojej prostocie chorał w metafizyczny sposób potrafi pobudzić umysł i serce do modlitwy, a to jest przecież głównym celem muzyki liturgicznej: prowadzić do Boga.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się