Kult Wielkiego Niczego

Żeby coś sensownego stworzyć, trzeba mieć koncepcję. Do zepsucia wystarczy antykoncepcja.

Kojarzycie Państwo Wenus z Willendorfu? To taka kamienna figurka licząca sobie jakieś 22 tysiące lat. Przedstawia kobietę o obfitych kształtach z mocno podkreślonymi atrybutami kobiecej płodności. Bo też prawdopodobnie rzeźba ta miała związek z kultem płodności. Podobnych figurek znalazło się więcej, a wszystkie świadczą o jednym – płodność zawsze miała dla ludzi pierwszoplanowe znaczenie. Kult płodności występował we wszystkich kulturach, a brak możliwości posiadania potomstwa zawsze uchodził za wielkie nieszczęście.

A czego to dowodzi? A tego, że ludzkość zawsze instynktownie wiedziała, co jest dla niej ważne. Płodność jest wielkim darem Bożym – to było dla każdego oczywiste. Aż do połowy XX wieku. A potem nastąpiło coś dziwnego – kult płodności (w każdej postaci) ustąpił kultowi niepłodności. Wraz z wejściem w użytek środków antykoncepcyjnych syte społeczeństwa przestały mówić o płodności, a zaczęły mówić o seksie. Już nie chodziło o życie, zaczęło chodzić o wyżycie. W centrum stanęła przyjemność, a nie cel, dla którego ona zaistniała. W końcu – co za nonsens – sama przyjemność stała się celem. A to tak, jakby celem jedzenia było jedzenie, celem patrzenia patrzenie, a chodzenia chodzenie. Właśnie taki absurd zafundowała nam mentalność antykoncepcyjna. To policzek dla zdrowego rozsądku, który mówi, że seks jest po to, żeby były dzieci.

Halo! Czy to dla kogoś nie jest jasne? Czy ktoś uważa, że seks zaistniał w innym celu niż po to, żeby były dzieci? No dobrze – jedność małżonków, owszem – ale to cel wtórny. Bez zamysłu Boga, jakim jest spłodzenie dzieci, nie byłoby także małżonków. Po co ludzie mieliby się dobierać w pary osób skonstruowanych odmiennie, jeśli nie po to, aby móc stać się rodzicami? Gdyby nie to, nie bylibyśmy przecież odmiennie skonstruowani! Skoro więc jako kobiety i mężczyźni jesteśmy tak różni od siebie, że aż różnie zbudowani, różnie myślący, różnie reagujący, a różnice te istnieją właśnie dla możliwości spłodzenia potomstwa, to znaczy, że ta sprawa jest w porządku natury bardzo ważna. Ważniejsza nawet niż utrzymanie się Platformy Obywatelskiej u steru władzy. Gdyby nie chodziło o dzieci, nie odczuwalibyśmy żadnego pociągu do płci przeciwnej, bo nie byłoby płci przeciwnej.

To aż wstyd takie oczywiste rzeczy pisać, ale dziś najoczywistsze rzeczy stały się herezją tego świata. Dziś, wedle standardów nowoczesnej seksedukacji, seks jest po to, żeby dzieci nie było. To się w niektórych krajach wtłacza w głowy małolatom już niemal od becika: odpowiedzialny człowiek to ten, który uprawia seks „bezpieczny”. To znaczy wykluczający możliwość zajścia w ciążę. Możesz robić wszystko, co przyniesie ci przyjemność, ale w żadnym przypadku nie może być z tego dziecka. Owszem, jak będziesz już duży, zrobisz karierę, zaspokoisz ambicje, to możesz sobie nawet zorganizować dziecko. Na in vitro są teraz takie promocje...

Nic dziwnego, że wskutek takiego myślenia w krajach „cywilizowanych” więcej trzeba trumien niż wózków dziecięcych. To obłęd o tak wielkiej skali, że wytłumaczenie ekonomiczne tu nie wystarcza. Ekonomiści potrafią liczyć i wiedzą, że jeśli nie będzie wielu dzieci, zarabianie niebawem się skończy. Na gejach długo się nie uciągnie.

Czym więc wytłumaczyć to wariactwo? Cóż, dla chrześcijanina powinno to być czytelne: myślenie antykoncepcyjne ma korzenie demoniczne. To diabeł jest w pierwszym rzędzie zainteresowany śmiercią i nicością. On niczego nie tworzy, jest wrogiem jakiejkolwiek twórczości. On robi dziury w tym, co powinno być całe, ale że z niego mistrz pozorów, toteż sprzedaje ten brak czegoś jako „coś”. Na przykład jako „prawo człowieka” albo ochronę przed dyskryminacją kobiet. A że każde nowe dziecko to wyraźny dowód stwórczej mocy Boga, toteż każde poczęcie jest klęską Złego. On nienawidzi poczęć bardziej niż czegokolwiek innego. Już on dobrze pamięta, że właśnie przez to, iż pewna Kobieta poczęła Dziecko, urodziła je i wychowała, jego klęska została przesądzona. I chyba tylko diabelską zawiścią da się wytłumaczyć narastający genderowy obłęd. Trudno wskazać jakiekolwiek korzyści, jakie miałoby to komukolwiek przynieść. Łatwo za to zauważyć, że jest to  bezpośredni cios w rodzinę, czyli w gniazdo, w którym rodzi się i wzrasta życie.

Czemu jednak – zapyta ktoś – akurat cywilizacja Zachodu z takim zapałem podcina gałąź, na której siedzi? Pewnie dlatego, że postchrześcijańskie społeczeństwa, zdradziwszy Chrystusa, nie mają żadnego systemu odpornościowego. Do myślenia ludzi, którzy wyparli się swojego Zbawiciela, może się przyczepić dokładnie wszystko. Kupią każde diabelstwo, dadzą sobie wmówić największą bzdurę, byle tylko sprawić demonom satysfakcję i przyśpieszyć własny koniec.

Jeśli jesteśmy ludźmi Chrystusa, nie możemy mieć z tym nic wspólnego. Jesteśmy ludźmi twórczości.

Więc – żadnej antykoncepcji. Żadnej.

 

Tekst ukazał się w specjalnym wydaniu „Gościa Niedzielnego” na pielgrzymkę mężczyzn do Piekar.

« 1 »