Tanzańczycy po raz pierwszy w życiu adorowali Jezusa. Pojawiły się dary charyzmatyczne - modlitwa w językach, proroctwa, ludzie upadali przed Najświętszym Sakramentem. To było jak doświadczenie Pięćdziesiątnicy. Tyle że w buszu.
Dla mieszkańca Czarnego Lądu biały człowiek to symbol wyższej cywilizacji oraz bogactwa. Afrykanie widzą Mzungu (białego człowieka), fachowca w swojej dziedzinie, i pytają: „Dlaczego on, ona przyjechali tutaj? Czemu zgadzają się pracować w takich warunkach?”.
Jolanta Kazak od 5 lat jest na misji w Afryce. Pochodzi z Chorzowa. Ma dyplom z teologii i doktorat z matematyki. Przez 7 lat prowadziła zajęcia na Uniwersytecie Śląskim. Studiując teologię, odkryła, że chce być misjonarką świecką. W Bugisi uczy matematyki w salezjańskiej szkole średniej, od roku pracuje też jako katechistka.
Jolanta Kazak, świecka misjonarka z Chorzowa ze swoimi uczennicami - Veroniką i Rehemą Archiwum misjonarki
Tanzania to jeden z najuboższych krajów świata. Często panuje tam susza, mieszkańcy chodzą głodni, szerzy się malaria. – Ale najbardziej widoczny jest głód Boga – tłumaczy Jola. – Do wiosek w Bugisi tylko raz na dwa miesiące przyjeżdża ksiądz spowiadać, odprawić Mszę. Ludzie wtedy oczekują długich kazań, chłoną każde słowo z otwartymi ustami, nie pozwalają księdzu skończyć. Tyle się naczekali! Przyjmując chrzest, przyjmują nowe imię i nową tożsamość. Proszą: „Daj mi krzyż. Będę go nosił, jestem teraz chrześcijaninem”. Tych krzyży brakuje na misjach, często na szyjach noszone są różańce zakończone krzyżykiem. Jeśli się nawracają, to radykalnie. Słowo Boże przyjmują z prostotą, nie doszukują się niepotrzebnej symboliki.
– Charyzmaty? A co w tym dziwnego, skoro tak jest napisane w Piśmie Świętym? – streszcza ich postawę misjonarka. – Czasem jednak w obecności sacrum dochodzi do ujawnienia się osoby opętanej, nękanej przez demony. To nadal duży problem w Tanzanii. Choć rząd oficjalnie zakazał praktyk szamańskich, podziemny świat czarów i okultyzmu wciąż istnieje. Zakorzenione rytuały stwarzają pokusy nieraz nawet dla chrześcijan. – Mój znajomy katechista stanął kiedyś wobec takiej próby – zdradza Jola. – Jedno z jego dzieci ciężko zachorowało na malarię, która u maluchów często kończy się śmiercią. Choć było mu bardzo trudno, nie poszedł do szamana. Powiedział mi: „Do czarownika nie pójdę. Co z tego, że o kilka lat przedłużę mu życie, a stracę duszę?”. Prosił tylko o modlitwę. Dziecko wyzdrowiało.
Więcej o misji w Bugisi przeczytasz w numerze 5. katowickiego dodatku GN.