- Chrześcijaństwo schodzi tak nisko. Twarz zasztyletowanego rzezimieszka, dzięki wcieleniu i poprzez wcielenie może służyć jako portret dla tej jedynej Twarzy – obrazował ks. prof. Jerzy Szymik.
Kolejny już Wieczór Teologiczny, organizowany przez Wydział Teologiczny UŚ i Akademię Muzyczną im. K. Szymanowskiego, w środę poświęcony został tematyce wcielenia. Wykład na ten temat wygłosił ks. prof. Jerzy Szymik. W klimat tajemnicy Bożej inkarnacji wprowadzały sonaty Heinricha Ignaca Franza von Bibera - „Zwiastowanie Najświętszej Marii Panny”, „Nawiedzenie św. Elżbiety” oraz „Narodzenie Pana Jezusa” - w wykonaniu pedagogów i studentów Akademii Muzycznej.
Ks. prof. Szymik, mówiąc o tajemnicy wcielenia, omówił wątki najbliższe jego duchowości. Przedstawił definicję inkarnacji, posłuszeństwo, czyli jej istotę, pokorę Boga, realizm wcielenia, autorską tezę: „Bogu i człowiekowi cudownie jest być razem”. Zaprezentował też swój wiersz „Kyrie”.
Wcielenie - wyjaśniał - jest aktem wewnątrztrynitarnym; to, czego doświadczyliśmy w Betlejem, najpierw miało miejsce w Bogu. – Istotą tego aktu jest posłuszeństwo – mówił. Chrystus całkowicie oddał się Ojcu. To samo miało miejsce po ludzkiej stronie wcielenia – Maryja, nie rozumiejąc całkowicie Bożego planu, swoją decyzję oparła na posłuszeństwie. Z tajemnicą Bożego narodzenia związana jest także pokora. Bóg czyni siebie maleńkim. Ks. prof. wyjaśniał, że prawo bycia małym jest podstawowym wzorcem naszego działania. To jest właśnie istota Boga, który przez przyjęcie ludzkiego ciała stał się człowiekowi niezwykle bliski. To człowiek sprawia, że Pan Bóg staje się daleki i wielki. Wcielenie jest także odpowiedzią na wszystkie ludzkie tęsknoty. By to faktycznie miało miejsce, potrzebny jest realizm, nie symbolika. – Dla chrześcijanina idea może być prawdziwa jedynie wówczas, gdy przybiera ciało i krew – wyjaśniał.
Ksiądz profesor, rozszerzając swoją tezę, że Bogu i człowiekowi cudownie jest być razem, mówił o figurze Chrystusa w agonii, którą widział w Hiszpanii. Jako wzór rzeźbiarzowi posłużył przypadkiem spotkany konający Cygan, młody przestępca. Umierał, zasztyletowany chwilę wcześniej. Jezus z figurki miał wykrzywioną w śmiertelnej udręce twarz i pospolite rysy człowieka z marginesu. – Była to wtedy dla mnie genialna figura tego, co dzieje się między człowiekiem a Bogiem. Chrześcijaństwo schodzi tak nisko. Twarz zasztyletowanego rzezimieszka, dzięki wcieleniu i poprzez wcielenie, może służyć jako portret dla tej jedynej Twarzy – obrazował ks. Szymik.
Istotą chrześcijaństwa jest wcielony Bóg. Zadaniem wierzących jest przyjąć Go takim, jakim jest. Nie można tworzyć Go takim, jakim chcielibyśmy, by był. Wcielenie nie zakończyło się na śmierci Jezusa. Ono dzieje się w Kościele. Tu i teraz. – Oczywiście, można zapytać: "Ten Kościół ma być istniejącym Chrystusem? Z jego księżmi? Z których jeden jest pyszałkowaty, drugi – ograniczony, trzeci – próżny, czwarty – sentymentalny, a piąty – rzeczywiście święty?". Odpowiadam: dokładnie tak. Myślicie, że kiedy po Galilei przechadzał się syn robotnika, człowiek, który pochodził z nędznej miejscowości, a wywodził się z półpogańskiej, ciemnej Galilei, bywał zmęczony, odczuwał głód, mógł unosić się gniewem, smucił, to łatwo było Go uznać na Syna Bożego? – pytał.