Dotarła do górnika, który niósł trumnę bł. ks. Popiełuszki. I do kuzyna monachijskiego kard. Leo Scheffczyka. Znalazła ich w Piekarach.
Artykuły o nich trafiły do książki „Moje Piekary”. Dziennikarka Jola Kubik zamieściła tu teksty o swoim rodzinnym mieście, które publikowała w różnych pismach od 2000 roku. Np. materiał o trzech chłopakach w wieku 19, 20 i 21 lat, którzy w wakacje poszli sami w pielgrzymce z Piekar Śląskich do Rzymu. Na noclegu, jaki znaleźli na probostwie w Kopřivnicach, proboszcz Czech zachęcał ich do jedzenia kolacji słowami: „Bierzcie, na co macie huć!”. Nazywał ich też „moderne pontniki”, bo mieli GPS.
Po 40 dniach marszu dotarli do bazyliki św. Piotra, doświadczając po drodze dobroci i przyjaźni wielu ludzi. W innym tekście Norbert Szefczyk z Piekar opowiada o swoim kuzynie Leo Scheffczyku, jednym z czterech... kardynałów w historii Górnego Śląska. Ślązacy mało o tym kardynale wiedzą, bo większość życia spędził w Monachium. Urodził się jednak w 1920 r. Bytomiu i tam się wychował, a w Piekarach, czyli po polskiej stronie przedwojennej granicy, miał kuzynów, z którymi często się spotykał. Zmarł w 2005 roku. Ten tekst pierwotnie ukazał się 11 lat temu właśnie u nas, w „Gościu Katowickim”. A czy ktoś słyszał o Józefie Bajerze? To jeden z piekarskich górników, którzy nieśli trumnę bestialsko zamordowanego przez esbeków błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Slajdy z tego pogrzebu Polacy przekazywali sobie z rąk do rąk, oczywiście, poza oficjalnym obiegiem. Obrazy gigantycznego tłumu Polaków, którzy przyszli pożegnać księdza Jerzego, ludzi wspinających się na drzewa, żeby coś zobaczyć – to robiło w czasach komunizmu ogromne wrażenie. A Ślązaków aż przechodził dreszcz na widok mężczyzn w górniczych mundurach, którzy razem z hutnikami nieśli na ramionach trumnę przyszłego błogosławionego. J. Bajer opowiedział dziennikarce, jak w dziesięciu jechali do Warszawy, rozdzielając między siebie elementy strojów górniczych, żeby w razie kontroli w pociągu nie wpaść – „jeden miał spodnie, inny bluzę, trzeci czapkę”. Na miejscu służba porządkowa parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu wyłowiła naszych górników z tłumu i zaproponowała im, żeby ponieśli trumnę razem z hutnikami. Po powrocie do Piekar pana Józefa w tej sprawie przesłuchał lokalny esbek por. Kunicki. „Pytał mnie, skąd miałem pieniądze na bilet do Warszawy, na pogrzeb ks. Popiełuszki. Ja mu na to odparłem: »Gdyby żył, nie trzeba by było jechać na pogrzeb«”. Ten artykuł utrwala kawałek historii, ważnej nie tylko dla Piekar. Jola Kubik, Moje Piekary, Jotka Usługi Wydawnicze, Piekary Śl. 2013
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się