Na takim proteście jeszcze nie byłam. Zamiast palenia opon, piski i radosna gonitwa po schodach urzędu.
"Ręce precz od naszych dzieci" - brzmi mocno. Ale na zdrowy rozsądek pod tym hasłem powinien podpisać się każdy rodzic. Pod katowickie Kuratorium Oświaty przyszła ich zaledwie garstka. Ale jaka! Wszyscy z dziećmi, które trochę nieświadome, że o nie toczy się bój, wesoło dokazywały na urzędowych schodach. Można by rzec, że główni bohaterowie nie podjechali limuzynami czy autokarami, ale wózkami spacerowymi.
Przeciwko czemu protestowali? Bo boją się spustoszenia, które niesie za sobą wprowadzenie ideologii gender do szkół. Polska przyjęła wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) odnośnie edukacji seksualnej dzieci - powinna rozpoczynać się jak najwcześniej. Zgodnie z ich założeniami dzieci w wieku od urodzenia do 4 lat powinny poznać "radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbację w okresie wczesnego dzieciństwa". Natomiast w odniesieniu do 15-latków podstawą powinno być "krytyczne podejście do norm kulturowych czy religijnych w odniesieniu do ciąży, rodzicielstwa, itp.". Brzmi przerażająco? Dla mnie, jako matki bardzo. Jakoś nie widzę, aby moja 3-letnia córka przejawiała zainteresowanie seksualnością. Wie, że mama i tata są różnej płci, ale innych pytań dotąd nie zadawała. Nawet kiedy jedna z bliskich cioć była w ciąży, nie sprowokowało to wielu pytań o to, skąd się biorą dzieci. A zdrowe podejście do rozmów na temat seksualności mówi przecież o tym, by rozmawiać z dzieckiem, ale kiedy samo zapyta. Nie kłamać i nie zbywać. I kiedy stosujemy taką taktykę od początku, to nawet nastolatek będzie pamiętał, że mama się nie będzie czerwienić i coś bąkać, że jest za młody, gdy zapyta, co to owulacja.
Szkoda, że tak mało osób wzięło udział w dzisiejszym proteście. Mam wrażenie, że wielu widzi zagrożenia, ale woli milczeć. I tym sposobem łatwo takie spotkanie jak dziś sprowadzić do incydentu, w którym brała udział banda kato-oszołomów, którzy się mądrym unijnym dyrektywom sprzeciwiają. Nie bójmy się mówić otwarcie: "To ja, rodzic, chcę mówić mojemu dziecku o miłości i seksualności. Ono nie potrzebuje rozmawiać o masturbacji czy »zabawach w lekarza« wśród klocków i misiów w przedszkolnej sali". Może warto by zacząć myśleć o tym, o co toczy się bój, a nie sprawdzać najpierw, kto o tym głośno mówi. I wyrwać się z przekonania: "Co się będę wychylał? I tak zrobią, jak chcą!".
Więcej o proteście przeczytasz tu: