Historia. Jutro 22 lipca. Święto PRL. Czy wiesz, że właśnie u nas, w Rudzie Śląskiej, istnieje jedyny na świecie park PRL-owskich pomników?
Niedawno rudzkie Muzeum PRL-u zwiedzali uczniowie III klasy gimnazjum. Weszli do Kapsuły Czasu, która przedstawia przeciętne mieszkanie w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. – Dlaczego prezentujecie niekompletne eksponaty? – zapytał zaczepnie jeden z gimnazjalistów. – A o jaki eksponat ci chodzi? – zapytała przewodniczka Basia, która jest też magistrem historii. – Brakuje pilota do telewizora – odpowiedział chłopak.
Przewodniczka zaczęła tłumaczyć, że pilotów do telewizora w PRL nie było. Że naciskało się przyciski, a „za pilota” najczęściej robiły dzieci. Gimnazjaliście jej wyjaśnienia nie wydały się przekonujące. Wypalił zupełnie serio: – I chce mi pani powiedzieć, że 700 programów na Cyfrze palcem przerzucaliście? Zabrzmiało to jak w dowcipie o rozmowie z dzieckiem: „»W stanie wojennym na półkach w sklepie stał tylko ocet«. »Jak to, mamo, w całym Carrefourze?!«”. PRL jest dla młodych ciekawy, bo jakby przeniesiony z innej planety. Dla starszych zresztą – po 24 latach – też.
Wróg cię kusi coca-colą
Tuż za bramą witają nas potężne transparenty: „Warto dłużej tuczyć wieprza – wyższa waga, cena lepsza” czy „Koniu polski, bierz przykład z konia radzieckiego”. – Wszystkie hasła w naszym muzeum to autentyki, nawet jeśli niektóre brzmią jak z komedii Barei – śmieje się Monika Żywot, prezes Fundacji Minionej Epoki, która powołała Muzeum PRL-u. To muzeum mieści się w starym folwarku, wzniesionym w końcu XIX wieku dla rodziny Ballestremów. W czasach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej działało tu PGR. A na początku obecnego wieku na wpół zrujnowane budynki kupił prywatny właściciel. Choć Państwowego Gospodarstwa Rolnego już nie ma, znów królują tu peerelowskie klimaty. Z jedną różnicą – teraz odnowione budynki folwarku prezentują się bardzo elegancko. W szarzyźnie i – trzeba to nazwać jedynym adekwatnym słowem – syfie, w którym był zanurzony PRL, takie obrazki się nie zdarzały. – Po remoncie folwarku szukaliśmy pomysłu na jego zagospodarowanie, niekoniecznie komercyjne. Chcieliśmy zrobić coś fajnego, co nie będzie kolejnym w regionie hotelem czy restauracją – wspomina M. Żywot. – No i wtedy Krzysztof Kornacki z Muzeum Zamojskich w Kozłówce, w którym jest galeria socrealizmu, doradził nam: „Słuchajcie, my zbieramy tylko sztukę z czasów PRL. Tymczasem nikt w Polsce nie zbiera przedmiotów codziennego użytku z tamtych lat. A ich za chwilę nie będzie!”. Więc 4 czerwca 2010 roku otworzyliśmy w tym miejscu Muzeum PRL-u. Jest więc tu np. peerelowski sklepik, w którym na półkach stoi ocet – jedyny towar dostępny wtedy od ręki i bez stania w kolejkach. Na stoliku leży, przypięta solidnym łańcuszkiem, książka skarg i zażaleń. Wpisują się do niej zwiedzający. A ponieważ przy zwiedzaniu niekoniecznie chcemy odczuwać na własnej skórze siermiężność „realnego socjalizmu”, w rogu tego sklepiku stoi też... szafa chłodząca, pełna zimnych napojów. Tyle że ponad nią biały napis na czerwonym jak robotnicza krew transparencie ostrzega: „Wróg cię kusi coca-colą”.
Lublinym na zolyty
– 80 proc. wystaw w naszym muzeum jest wymieniana. Np. w tym roku w Kapsule Czasu pokazujemy polskie mieszkanie z lat 80. ub. wieku, ale poprzednio były to lata 60. i 70. Zwiedzający może sobie otworzyć szafkę, wyjąć sztućce albo szklanki – zachęca M. Żywot. – W następnym budynku prezentujemy świetne wystawy katowickiego IPN, teraz jest „Laicyzacja życia społecznego”, w poprzednich latach mieliśmy „Uciekinierów z PRL” i „Przodowników pracy”, czyli historie o 690 proc. normy – wylicza. Na dziedzińcu stoją w rzędzie stare motocykle i samochody: syrenki, warszawy, moskwicze, a nawet jeden mikrus, produkowany w Mielcu i Rzeszowie w latach 1957–1960. Bagażnik to autko miało z przodu, ale walizki i torby wkładano do niego od środka. Potem można na nich było oprzeć nogi w czasie jazdy. – Słyszałam, jak starszy mężczyzna mówił tutaj do żony: „Krysia, pamiyntosz, jak jo po ciebie przyjyżdżoł takim lublinym na zolyty?”. I nagle w jego oczach żona staje się o 40 lat młodsza... Tutaj często ludzie przychodzą i się uśmiechają. Uśmiechają się nie do tamtego ustroju, ale do swojej młodości – mówi przewodniczka. Twórcy tego muzeum deklarują, że ich ekspozycja jest apolityczna, że nie zabierają głosu, czy Polska Ludowa była dobra, czy zła. – Chcemy po prostu możliwie najwierniej pokazać codzienne życie w tamtym okresie – mówi prezes. Muzeum może istnieć, bo właściciele terenu prowadzą jeszcze inną działalność gospodarczą. Wpływy z biletów pozwalają im działać w sezonie, ale do utrzymania budynków zimą muszą dopłacać. Eksponaty kupują na aukcjach internetowych. Często też ktoś, zamiast wyrzucić, przekazuje im za darmo np. meblościankę po babci.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się