Czy jest Panu obojętny los tych istnień ludzkich, które można było uratować?
Panie Marku,
poznaliśmy się, gdy jeszcze nie był Pan posłem. Zawsze wielki szacunek i podziw budził we mnie fakt, że ze swojej niepełnosprawności uczynił Pan narzędzie, dzięki któremu pomagał Pan innym. Choć nie głosowałem na Pana w wyborach, bo nie przepadam za ugrupowaniem, do którego Pan należy, to jednak wydawał mi się Pan dowodem na to, że nie należy myśleć o polityce wyłącznie w kategoriach partyjnych, a w PO też są porządni ludzie.
Od pewnego czasu odnoszę jednak wrażenie, że troskę o najbardziej potrzebujących zastąpiła u Pana troska o „ślonską godkę”. Osobiście nie mam nic przeciwko „ślonskiej godce”, choć kryteria wpojone mi na studiach polonistycznych w żaden sposób nie pozwalają uznać jej za język. Ma Pan jednak prawo, by twierdzić inaczej – poglądy na ten temat bywają w końcu różne. Większy niepokój wzbudził u mnie Pański atak na kanon polskiej literatury, opowieści o „katowaniu” dzieci „Panem Tadeuszem” czy „Trylogią”. Po Pana Facebookowym wpisie na ten temat zwyczajnie opadły mi ręce. Wszystkie te sprawy stały się jednak mało ważne wobec Pańskiego wczorajszego głosowania w Sejmie. Nie mogę zrozumieć, jak uczciwy, wierzący człowiek, który sam doświadczył cierpienia związanego z chorobą, może pozostać niewrażliwym na rzeczowe argumenty, które padły w Parlamencie z ust Kai Godek, matki pięcioletniego Wojtka z zespołem Downa. Domyślam się, że zna Pan statystyki dotyczące aborcji w Polsce i wie Pan, że najwięcej zabija się dziś dzieci nie dlatego, że zagrażają życiu matki albo że zostały poczęte w wyniku gwałtu, ale dlatego, że są chore. Przy czym istniejący zapis ustawy jest interpretowany bardzo szeroko, co sprawia, że z roku na rok, w świetle prawa, ginie tych dzieci coraz więcej (w roku 2002 – 82, a w 2011 – już 620). Przeczy to głoszonemu przez wielu czołowych przedstawicieli Pana partii poglądowi, jakoby istniejący kompromis w tej sprawie stanowił jakiś cudowny „złoty środek”, chroniący życie ludzkie najlepiej, jak się tylko da. To prawda, że był on osiągnięciem na początku lat 90., w stosunku do istniejącego wówczas totalnego bezprawia, ale dziś można zrobić o wiele więcej! Czy jest Panu obojętny los tych istnień ludzkich, które można było dzięki obywatelskiemu projektowi uratować?
Może dziwi się Pan, że kieruję te słowa akurat do Pana, skoro tak jak Pan głosowało większość kolegów z ugrupowania (z wyjątkiem tych dwunastu sprawiedliwych, którym należą się wyrazy najwyższego uznania za to, że nie ulegli wewnątrzpartyjnej presji)? To dlatego, że chciałbym wierzyć, że jest Pan tym samym uczciwym człowiekiem, którego kiedyś poznałem, tylko z jakiegoś, bliżej nieznanego mi powodu, Pan się myli. I że w następnych głosowaniach będzie Pan bronił tych, którzy sami bronić się nie mogą.
Pozostaję z szacunkiem,
Szymon Babuchowski