Nowe jest piękne aż do chwili, gdy stanie się codziennością.
Nowy marszałek województwa śląskiego ma przed sobą niełatwe zadanie. Po pierwsze – uratować twarz województwa, utraconą wskutek falstartu Kolei Śląskich. Po drugie – choć zbliża się 20. rocznica od rozpoczęcia modernizacji Stadionu Śląskiego, ciągle końca nie widać. Wreszcie – zamieszanie wokół Muzeum Śląskiego, które szkodzi wszystkim. Problemy, jakie przed nim stoją, łatwo mógłby zwalić na głowy poprzedników. Łatwo też może teraz proponować wiele rozwiązań. Może liczyć na cierpliwość ze strony mieszkańców województwa, którzy „nowemu” dadzą czas na rozwinięcie skrzydeł.
Można powiedzieć, że marszałek ma swój miodowy miesiąc. Wywiady, spotkania, życzliwe dyskusje. Jednak to szybko minie. Póki co, wielu ludzi przygląda się mu z ciekawością i – być może – lekką nadzieją na zmiany. Niepokoi jedno. Człowiek na takim stanowisku powinien mieć świadomość wartości, z których wyrósł. Pytając marszałka o jego podejście do tematu związków partnerskich, usłyszałem odpowiedź, że nie jest to w gestii urzędu ani marszałka, aby ten problem rozstrzygać. No ładny pasztet! To czyj to jest problem? Tylko posłów w Sejmie? Przecież marszałek jest z partii, która obecnie rządzi w Polsce i która projekty ustaw o związkach partnerskich ma moc przyjąć lub odrzucić. Chyba mamy prawo wymagać od ludzi na stanowiskach, aby jasno przyznawali się do pewnych wartości, nawet wtedy, kiedy politycznie nie jest to opłacalne. Zwłaszcza jeśli z tych wartości się wyrasta i na ich fundamencie chce suę budować swoją służbę dla społeczeństwa, tak, jak to jest w przypadku nowego marszałka województwa śląskiego. Dobrze, że potrafił przyznać, iż rodzina jest najlepszym sposobem na życie i zdecydowanie najlepszym na wychowanie dzieci. Za te słowa można mu szczerze podziękować.
Wywiad z nowym marszałkiem województwa śląskiego można przeczytać w numerze 5. katowickiego dodatku GN.