Pocisk artyleryjski tkwiący w ścianie swojego domu znalazł Artur Woźniak z Radoszów (to granicząca z Rybnikiem dzielnica Rydułtów). Pocisk w poniedziałek 30 kwietnia zabrali saperzy.
Na wybuchowe znalezisko Artur Woźniak natrafił sobotę 28 kwietnia, gdy odkopał od zewnątrz ścianę swojej piwnicy, żeby ją zaizolować. – Około jednej trzeciej tego pocisku tkwiło w murze – relacjonuje. Sądząc, że to kolejna stara, żeliwna rura, jakie przeszkadzały mu w kopaniu wcześniej, uderzył w zardzewiałe żelastwo kilofem. Dopiero po wyciągnięciu przedmiotu na zewnątrz zorientował się, że to pocisk artyleryjski. Tkwił w ziemi i częściowo w murze na głębokości około 40 centymetrów.
Dom Artura i jego teściowej Eugenii Stańczyk stoi dokładnie naprzeciw kościoła św. Jacka w Radoszowach. Parafianie przybywający na niedzielne Msze św. ze zdziwieniem przyglądali się biało-czerwonym taśmom naprzeciw kościelnej bramy i strażakom, którzy pilnowali znaleziska (w dzień i w noc).
Pocisk to niewybuch, pamiątka po ostrzale kościoła w Radoszowach przez wojska sowieckie. Ten ostrzał doskonale pamięta Izabela Kucharczak, również mieszkanka Radoszów. Razem z rodzicami, dwoma siostrami i dwoma braćmi, przebywała w marcu 1945 roku właśnie w tym domu, pod którym w sobotę znaleziono pocisk, u swojego kuzynostwa. Miała wtedy 6 lat. Jej rodzinne Pietrzkowice (też należące do radoszowskiej parafii) były wtedy ewakuowane z powodu nadchodzącego frontu. Okazało się jednak, że ewakuacja nie uchroniła ich przed wojną, bo sowieckie pociski spadły właśnie na radoszowski kościół i jego okolice.
W marcu 1945 roku Niemcy już uciekali szosą z Rybnika do Raciborza, która przebiega przez Radoszowy. Szosa ta była pod obstrzałem Sowietów z terenu sąsiedniej wsi Jejkowice. - Rosjanie prawdopodobnie zobaczyli jakiś błysk na wieży radoszowskiego kościoła. Uznali, że siedzi tam niemiecki obserwator i ostrzelali nasz kościół z artylerii – wspomina Izabela Kucharczak. W czasie kilku ostrzałów kościół św. Jacka został poważnie uszkodzony. Raz został nawet trafiony w chwili, gdy trwało w nim nabożeństwo. Wypełnił się gryzącym dymem i kurzem, lecz cudem nikt w nim nie zginął. Nawet młodziutka Kornelka Wieczorek, która grała akurat na organach pod kościelną wieżą, na którą posypały się pociski. Później Kornelia została siostrą zakonną i przełożoną u służebniczek w Panewnikach.
Cudem nie było ofiar także w stojącym naprzeciw kościoła domu Szebeszczyków, tam, gdzie w sobotę znaleziono pocisk. - Mamy nie było w domu, bo poszła wykupić kartki żywnościowe do Rydułtów - mówi Izabela Kucharczak. - Kiedy zaczęły spadać pociski, najstarsza Hela chwyciła rocznego Franka i wszyscy zbiegliśmy do piwnicy. Z sąsiedniej piwnicy przybiegli do nas państwo Małkowie z dziećmi; nie wiadomo dlaczego, może pod wpływem impulsu, żeby było im raźniej. I chwilę później właśnie w tej sąsiedniej piwnicy, z której uciekli Małkowie, wybuchł sowiecki pocisk. Wszyscy przeżyliśmy, skończyło się tylko na małej panice, kiedy po eksplozji z komina wybiły na nas sadze i wokół zrobiło się czarno – wspomina.
Niewybuch zabezpieczyli i zawieźli na poligon saperzy z Gliwic. Przed odjazdem saperzy powiedzieli jednak coś, co bardzo mieszkańców Radoszów zdziwiło: że pocisk jest… niemiecki, a nie sowiecki. Pochodzi z najsłynniejszego działa II wojny światowej: przeciwlotniczej „osiemdziesięcioósemki”, działa Flak 16 kaliber 88 mm.
Zadzwoniliśmy więc do gliwickich saperów i podzieliliśmy się wątpliwościami mieszkańców. – Starsi mieszkańcy twierdzą, że w okolicy nigdy nie było żadnego stanowiska artylerii niemieckiej. W dodatku pocisk znaleziono w północnej ścianie domu, czyli z kierunku, skąd strzelała artyleria sowiecka. Czy nie mógł to być jednak pocisk do sowieckiego działa przeciwlotniczego kaliber 85? – zapytaliśmy. – Nie, to jest typowy niemiecki Flak 16 kalibru 88. Ale tym niemieckim działem mogli się przecież w 1945 roku posługiwać Sowieci – poinformował nas starszy chorąży Tomasz Snojkiewicz, dowódca patrolu saperskiego. – Tak działo się często, nie tylko w czasie II wojny światowej. Nawet we współczesnych wojnach zdarza się, że armie bronią się lub atakują przy użyciu zdobycznego sprzętu – wyjaśnił.