W ciągu następnych lat zamkniemy więcej elektrowni niż uruchomimy.
Pesymistycznych przewidywań nie podzielają właściciele koncernów energetycznych, ale z danych jakie w zeszłym tygodniu opublikowała Społeczna Rada Narodowego Programu Redukcji Emisji wynika, że do 2030 r. ubędzie nam ponad 22 tys. MW mocy. Do 2016 r. z polskiego systemu elektroenergetycznego wyłączone zostaną bloki o mocy ponad 6 tys. MW, a do 2020 r. – 3,1 tys. MW. W tym czasie są oczywiście prowadzone inwestycje, ale są one niewystarczające. W efekcie w Polsce zabraknie prądu. Będziemy musieli ratować się zakupem energii za granicą.
Co jest powodem redukcji mocy? Pierwszy i podstawowy powód to stan naszej energetyki. Bloki energetyczne są tak stare, że część z nich już dawno powinna zostać wyłączona. Te jednostki nie spełniają norm środowiskowych. Na to nakładają się także zobowiązania unijne.
Energetycy się bronią, twierdząc, że chętnie inwestowaliby w nowe moce ale… Np. projekt Jaworzno II opóźnia się z powodu wyboru wykonawcy. Projekt Blachownia nie rusza, bo nie ma pewności co do dostaw gazu, a z kolei inwestycje w nowe bloki elektrowni Opole stoją w miejscu z powodu protestu ekologów. Opóźnienie w tym ostatnim przypadku może wynieść ponad rok. Wiele inwestycji zostało też wstrzymanych, bo Polsce nie zostały jeszcze przyznane limity darmowych uprawnień do emisji CO2 na lata 2013 – 2020. Bez tego nie sposób zrobić nawet prostego biznesplanu.
Inwestycje z różnych powodów stoją. Gdy ruszą, z powodów technologicznych, nie będzie się dało nadrobić straconego czasu. Czy będziemy mieli zatem powrót stopni zasilania? Pewnie nie. Po prostu prąd będziemy kupowali za granicą. O ile zdążymy wybudować odpowiednio dużo połączeń trans granicznych. I tak oto kraj z jednymi z największych zasobów węgla w Europie, zostanie bez swojego prądu.
Przeczytaj wiadomość: Brakuje energii elektrycznej i politycznej