- Zdarzało się, żeśmy razem wyjeżdżali na urlop. No i wtedy wszyscy mówili: "Ludzie, to jest już prawdziwa eschatologia: lew z koźlęciem, proboszcz z wikarym na wakacjach?!" - wspomina ks. Henryk Bolczyk, były moderator generalny Ruchu Światło-Życie, proboszcz i przyjaciel biskupa nominata ks. Marka Szkudły.
Archidiecezja katowicka otrzymała w sobotę dwóch biskupów pomocniczych. Obaj mocno związani są z Ruchem Światło-Życie.
Ks. Marek Szkudło urodził się 28 lutego 1952 r. w Tychach. W roku wyboru naszego papieża, 23 marca 1978 r., przyjął święcenia kapłańskie. W katedrze Chrystusa Króla w Katowicach udzielił mu ich bp Herbert Bednorz. "Muszę powiedzieć, że od samego początku, od pierwszej godziny mojego kapłaństwa, Pan Bóg daje mi znaki, że naprawdę jest ze mną" - mówił niedawno w czasie konferencji.
Łon tam mieszko
Szczegółowo opisał w niej także dzień swoich święceń. Cofamy się więc o 36 lat. Przed rozpoczęciem uroczystości klerycy dzielą się kwiatami, które przekażą swoim przełożonym. Brakuje jednej wiązanki, dla proboszcza katedry. Nie ma czasu i możliwości zakupów. Diakoni postanawiają, że kwiaty wręczą przy innej okazji. Liturgia trwa. Ks. Marek, po przyjęciu Komunii, wraca do ławki. "W tym momencie ktoś klepie mnie po ramieniu. Odwracam się, podaje mi wiązankę kwiatów i mówi: »Proszę księdza, ktoś tam z tyłu kazał przekazać księdzu kwiaty z najlepszymi życzeniami z okazji święceń kapłańskich«. Ja do dziś nie wiem, kto mi te kwiaty dał, ale wiem, że to była ta brakująca wiązanka" - mówi, dodając, że właśnie w kapłaństwie wiele takich niespodziewanych "wiązanek kwiatów" otrzymał.
Pierwszą parafią ks. Szkudły była św. Małgorzata w Lyskach, gdzie pracował jako wikary. Jego proboszcz miał problemy z pamięcią. - Pewnego razu wybrali się gdzieś na jakąś rocznicę urodzin. Marek wyjechał w przekonaniu, że proboszcz go poprowadzi. Biedny, miał taką sklerozę i zahamowania, że nie potrafił nic więcej powiedzieć poza: "Do niego jadymy, łon tam mieszko". I ten biedny Marek jakoś musiał znaleźć rozwiązanie. Wspominał to zawsze w formie żartu - mówi ks. Bolczyk.
W 1981 r. ks. Szkudło znalazł się w Katowicach, gdzie przez 13 lat mieszkał przy parafii św. Michała Archanioła, najpierw jako wikary, potem rezydent. To właśnie tam zaprzyjaźnił się ze swoim proboszczem ks. Bolczykiem. W czasach solidarnościowych i w okresie stanu wojennego przeprowadzali długie rozmowy. Ks. Bolczyk, jako kapelan górników strajkujących na "Wujku", zanim wybuchł stan wojenny, w ich ewangelizację "wciągnął" także ks. Szkudłę. "Dla młodego księdza, który szukał wzorca mądrej, roztropnej i odważnej służby kapłańskiej, 13 prawie lat przeżytych u boku ks. Henryka było prawdziwą lekcją duszpasterskiej mądrości. Wspólna modlitwa, przeżywane doświadczenia, wspólne szukanie mądrych rozwiązań stały się źródłem prawdziwej przyjaźni" - miał powiedzieć po latach przyszły biskup.
Ksiądz, z którym rozmawia się o Bogu
- Tak się wzajemnie na początku szanowaliśmy, że minęło parę lat, nim przeszliśmy na "ty". W końcu się zdenerwowałem i mówię: "Marek, ja już nie będę się bawił w to »księżowanie« z tobą" - wspomina proboszcz. Ks. Bolczyk zaraził ks. Szkudłę oazą. I to ona, jak wspomina przyszły biskup, stała się dla niego kolejną wiązanką kwiatów od Pana Boga. W ruchu na nowo poznał to, czego uczył się na studiach teologicznych: miłość do liturgii, Kościoła, słowa Bożego, wartość wspólnoty.
W Katowicach ks. Marek pracował jako diecezjalny kapelan harcerzy oraz wizytator katechetyczny, a w 1994 r. został proboszczem parafii NMP Matki Kościoła w Jastrzębiu-Zdroju.
Znajomi ks. Szkudły, dotychczasowego wikariusza biskupiego ds. stałej formacji kapłanów w archidiecezji katowickiej, przedstawiają go jako człowieka niezwykle życzliwego, skromnego, zawsze mającego czas dla innych. - To jest taki ksiądz, z którym rozmawia się o Panu Bogu. Niezależnie, kiedy do niego zadzwonisz, zawsze odniesie się do "słowa Bożego, które nam dzisiaj podarował Kościół" - mówi Gabriela Szulik, redaktor naczelny "Małego Gościa". - A jakim będzie biskupem? Przede wszystkim będzie duszpasterzem, który skupia się na człowieku.