Homilia, Wielki Odpust Pszowski, Narodzenie NMP, 8 września 2013 r.
Mi 5,1–4a; Rz 8,28–30; Mt 1,1–16.18–23
Po wielu latach spędzonych na pustyni egipskiej, na zmaganiach ze złymi duchami, w postach i modlitwach, święty opat Apollon, razu jednego powiedział do Pana Boga tak (a pedzioł to po ślonsku, bo boł pieruchym wykształcony):
– PomBoczku, ni mog bych se tak choć jedyn roz diobła obejrzeć? Tela lot z nim walcza, ale łon je sztyjc niewidzialny. To nie je do końca sprawiedliwe. Łon mie widzi, a jo go ni. Chciołbych mu sie przijrzeć, choby ze szaga. Byda widzioł wtedy jego słabe i miynki miejsca, byda sie umioł lepszy bronić. A i moi szlagi w tyn szpetny pysk, terozki, na starość, bydom skuteczniejsze.
– Mówisz–masz. Pokoża ci go – pedzioł krótko Pan Bóg.
A do diobła tyż sie łodezwoł fest krótko: – Musisz sie pokozać opatowi Apollonowi. – Nie chca! – zaczon wrzeszczeć dioboł i sie fest ciepać. Tyn stary pryk bydzie mie walył zdrowaśkami miendzy łoczy i parzył wodom świynconom! Nie chca sie mu pokazować!
– Musisz, padoł PomBoczek i było po godce.
Jakiś czas potym pyto sie Pan Bóg Apollona: – I co, jak ci sie dioboł podoboł? Co byś padoł?
– Nic takigo, pado Apollon, troszkach sie rozczarowoł. Lichy, czorny, posmorszczany. Wyglondo prawie jak my.
– Ja, synek, ale „prawie” robi wielką różnicę, pedzioł Pan Bóg i te słowa potym, 1800 lot nieskorzi weszły do reklamy telewizyjnej w Polsce. Apollonie: dołeś se pozór na czym ta różnica polego?
– Dyć ech ni ma ślepy, godo Apollon, tyn pieron ni mioł kolan. Tam kaj człowiek mo kolana, łon mioł yny puste dziury. Czamu?
– No właśnie, powiedział Pan Bóg, no właśnie: bez toż z diobła je taki dioboł…
Uśmiechaliście się kilkakrotnie i serdecznie, słuchając tej historii.
To bardzo dobrze. Śmiech ma w historii naszej wiary swoje niezastąpione miejsce: jest znakiem radości z Boga, z Jego i naszego zwycięstwa nad złem i śmiercią. Sara, matka Izaaka, mówi w Księdze Rodzaju: „powód do śmiechu dał mi Bóg; każdy, kto sie o tym dowie, śmiać się będzie ze mną” (Rdz 21,6). A Sara jest jedną z tych starotestamentalnych kobiet, które są zapowiedzią Maryi, Matki Jezusa, tej, która ma największe prawo wypowiedzieć te właśnie słowa: „wielkie mi uczynił rzeczy, raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy (Łk 1,49; 47); powód do śmiechu dał mi Bóg, każdy kto się o tym dowie, śmiać się będzie ze mną” – mówi do nas, Uśmiechnięta, z tego pszowskiego wizerunku. A ponieważ wierzymy, czyli należymy do tych, którzy się dowiedzieli „o tym”, powodzie do śmiechu, który dał Maryi sam Bóg, dlatego śmiejemy się radośnie wraz z Nią.
Ale jednak sprawa braku kolan, czyli bezbożnej pychy jest sprawą śmiertelnie poważną, prawdziwie diaboliczną.
To święte wzgórze pamięta dokonywane tu akty pychy na prawdziwie szatańską skalę. Tędy, za tym kościelnym murem, drogą z Raciborza na Wodzisław, 74 lata temu, w słoneczny pierwszy piątek miesiąca, 1 września, od rana szła armia Hitlera. Najpierw czołgi, wozy pancerne, samochody. Po południu i pod wieczór piechota. Wyzwoliciele, rzecz jasna. Deutschland über alles… Po sześciu latach, zawszeni, rozbici i bez nadziei wycofywali się przez Pszów w stronę czeskiej granicy.
W tym samym czasie, nowi wyzwoliciele, po splądrowaniu naszej zakrystii, kompletnie pijani, tańczyli w złoconych ornatach na tym placu i przed probostwem. Strzelali co jakiś czas w niebo do nieistniejącego, ich zdaniem, Boga. Pomnik czerwonoarmistów szpecił pszowski rynek jakieś 40 lat. Zniknął w jeden dzień przy pomocy spychacza i dźwigu.
Prominentny przedstawiciel jednego z tych dwóch szatańsko pysznych reżimów mówił do mojej młodej wówczas Mamy: w tych waszych książkach stoi, że wiara góry przenosi. A widziała już Pani kiedyś, żeby wiara przeniosła kupkę gnoju? – Nie, odpowiedziała moja Mama, tego jeszcze nigdy nie widziałam. Ale widziałam już jak pycha konała na kupce gnoju. To już widziałam.
Ale czy to wszystko jest już na pewno tylko historią? Czy pycha aby nie przeżywa akurat swoich złotych dni? Czy aby nasze dzieci nie są codziennie ćwiczone w pisaniu samochwalczych CV, w bezwzględnej rywalizacji? Czy nie są aby trenowane do wyścigu szczurów na niespotykaną w dziejach ludzkości skalę? Czy to, co jest pychy istotą – negacja Boga, oderwanie od Niego, budowa świata bez liczenia się z Jego wolą, nie jest aby istotnym komponentem nie tylko nazistowskiego i nie tylko komunistycznego, ale i liberalnego porządku świata??? Na razie nie leje się krew – i Bogu dzięki, i oby tak było zawsze. Ale poziom pychy, np. w próbach zastępowania prawa Bożego prawem narzucanym przez absolutnie bezbożne i tym samym antyludzkie ideologie jest już porównywalny do tamtych dwóch epok. A i o nieklękaniu przed księdzem słyszeliśmy nie tak dawno, co się wyraźnie kojarzy z przygodą opata Apollona.
Pokora, antyteza pychy, jest istotą maryjności. Niedaleko tego wzgórza, na którym nasza pszowska Madonna łagodnie się do nas uśmiecha, w Rudach Raciborskich, kilkanaście kilometrów stąd, czczona jest Maryja jako Pokorna.
Ona, Matka Boga i nasza, miażdży swoją pokorą głowę szatana, tę głowę, w której lęgnie się wszelka diaboliczna pycha. Jej „oto ja służebnica Pańska” jest dokładnym zaprzeczeniem diabelskiego non serviam – nie będę służył. To Ona jest wymieniona w dzisiejszej Ewangelii, w długim ciągu Jezusowego rodowodu wśród wielu mężczyzn i kilku kobiet, Tamar i Rachab, Rut i Batszeby, czyli wśród kobiet ubogich i niedoskonałych, emigrantek, zniesławionych, bezpłodnych. To Ona nam pokazuje Boga jako dziecko. Mówi: On się stał dla was mały, nie przychodzi z zewnętrzną siłą, lecz w niemocy swej miłości. I pokornie prosi was o miłość. Tak żyjcie, jak On. Urodził się w najmniejszym z plemion judzkich, Betlejem Efrata… Czułam bicie Jego serca w swoim łonie, wiem najgłębiej ze wszystkich ludzi, że jest serca pokornego. A jak wiecie, nasze serca – Jego ciche i pokorne oraz moje niepokalane – zwyciężą. Bójcie się zimna pychy, lekceważenia maluczkich, wyniosłości, pogardy, chłodu; nie bójcie się uczuć, serdeczności, skromności, ludzkich, niewyrachowanych reakcji i relacji, prostoty bycia, nie trzymajcie kurczowo tego, co wasze. Pokora da waszemu życiu radość, niebanalną radość. Będziecie się mogli śmiać do bliźnich i życia. Jak Sara, jak ja. Bóg da po temu powód.
Dopiero chrześcijaństwo doceniło pokorę. Jeszcze dla starożytnych Greków pokora była postawą służalczą, którą odrzucali. Także dla Hitlera, Stalina i ich następców. Natomiast chrześcijaństwo dostrzegło w pokorze prawdę o człowieku. I uczyniło z niej zasadniczą postawę chrześcijańskiej egzystencji. Właśnie to przeciwstawienie – pycha jako kłamstwo, pokora jako prawda – jest chrześcijańskie.
Źródłem jest tu pokora Boga samego, pokornego Boga, który klęczy u naszych stóp, obmywa je. Jest to pokora radykalna od poczęcia: oto nieznana, bardzo młoda dziewczyna, mała nieznana wioska i nieznany prywatny dom; ukrycie, znak ziarna gorczycy. Oto ulubiony świat Boga, wyobraźmy to sobie: maleńka we Wszechświecie Ziemia, na niej malutki Izrael, w nim zapadłe wioski – Betlejem i Nazaret. Potem śmierć na wysypisku śmieci, związanie Łaski z Kościołem, z nami, czyli z gromadą grzeszników… Uboga wdowa, mały pieniążek, krótkotrwałe piękno lilii… W żadnym momencie życia Chrystus nie trzyma swej równości z Bogiem kurczowo w ręku, tak jak rabuś trzyma swój łup (musi tak robić, bo zrabowane dobro do niego nie należy, dlatego go tak pożąda i strzeże).
Droga, którą przeszli Jezus i Maryja, na której został odkupiony człowiek i którą proponuje Bóg człowiekowi, jest drogą prowadzącą prawdziwymi szczytami życia. Wyniosłe góry pychy są w gruncie rzeczy największą depresją ludzkiego ducha. Zaś szlak naśladowania Chrystusa i Jego Matki, wysoka ścieżka pokory ukazana m.in. w Kazaniu na Górze i wiodąca wierzchołkami łańcucha Błogosławieństw, jest w swej istocie spełnieniem najgłębszych tęsknot ludzkiego serca: miłości.
Pokora jest decydująca; pokora jest znakiem zbawienia. Poczucie zależności od Boga, uważność okazana bliźniemu, ustąpienie Mu – są decydujące. I nie jest to rzecz drugorzędna; jest to kwestia absolutnie kluczowa dla drogi z bez-bożności w po-bożność. Prawie rówieśnik Apollona, syryjski ojciec Afrahat uczył kilkanaście wieków temu: „Pokorni są prości, cierpliwi, kochani, konsekwentni, prawi, potrafią czynić dobro, są roztropni, pogodni, mądrzy, spokojni, czynią pokój, są gotowi się nawrócić, życzliwi, głębocy, rozważni, piękni i upragnieni (Rozprawa 9, 14)”.
Wróćmy na koniec do Pszowa.
Pszów to nie Fatima, ani Lourdes. Święte wzgórze, na którym stoimy, nie jest tak oblegane jak Jasna Góra. Nawet w naszej Archidiecezji Pszów nie jest najważniejszym sanktuarium. I myślę, że jest to Pszowa atutem. Sądzę, że właśnie tutaj, w tym lokalnym, prowincjonalnym, ale też – małe jest piękne – przepięknym i drogim nam miejscu, Bóg chce nam przypomnieć tę cnotę współcześnie zapomnianą: skromność, pokorę. W czasie gdy hucpa, pycha, płynąca z ignorancji arogancja oraz styl „życia bez miary” zdają się dominować i narzucać wzorce.
Chcę was prosić byście nie słuchali interesownych i przekonujących głosów, które z wielu stron propagują dziś wzory życia oparte na arogancji i przemocy, na apodyktyczności i sukcesie za wszelką cenę, posiadaniu kosztem bycia. Nie lękajcie się wybierać drogi, dyktowane prawdziwą miłością: styl życia wstrzemięźliwy i solidarny; relacje uczuciowe szczere i czyste; uczciwe zaangażowanie w naukę i pracę; głębokie zainteresowanie dobrem wspólnym. Nie obawiajcie się, że będziecie widziani jako odmienni i krytykowani za to, co może wydawać się skazane na porażkę i niemodne: wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy wydają się dalecy od mentalności i wartości Ewangelii, odczuwają głęboką potrzebę ujrzenia kogoś, kto odważy się żyć zgodnie z pełnią człowieczeństwa, ukazaną przez Jezusa i Jego Matkę.
Właśnie to: skromność jest dlatego godna wyboru, ponieważ jest stylem życia samego Boga. I Jego Matki, z tych powodów bolesnej i radosnej zarazem.
Skromność to lekki, ale mocny stelaż życia; arogancja i przemoc nie „dźwigną” życia, nie „uniosą” go. „Aniołowie potrafią fruwać, gdyż traktują siebie lekko” – pisał Chesterton.
Takie życie – skromne, pozbawione arogancji i wstrzemięźliwe – ma swój niepowtarzalny smak. Jest to smak szczęścia. A szczęście to radość, uśmiech – Jej szkoła.
Amen