Pszczoły z centrum Katowic zrobiły dwa razy więcej miodu, niż pszczoły wiejskie... Są pierwsze wnioski z badań owadów, które zamieszkały w ulach na UŚ.
Opieka nad pasieką wiąże się z dużą odpowiedzialnością i polega przede wszystkim na monitorowaniu, czy z pszczołami nie dzieje się nic niepokojącego. Naukowcy dysponują na przykład narzędziami pozwalającymi kontrolować wielkość roju. Jak wyjaśnia mgr Łukasz Nicewicz, na wiosnę trzeba dokładać do uli kolejne plastry z woskiem, które ograniczają rozrost rodziny.
– Oczywiście pszczoły same mogą takie plastry budować, ale jeśli w pewnym momencie wyroiłoby się ich zbyt wiele, mogłyby narozrabiać w mieście – tłumaczy doktorant.
Jeśli rój byłby w pewnym momencie zbyt duży, wówczas część pszczół prawdopodobnie zdecydowałaby się opuścić uniwersytecką pasiekę i poszukać dla siebie nowej życiowej przestrzeni. Dodatkowe plastry sprawiają natomiast, że pszczoły mają się czym zająć.
Monitorowanie stanu pasieki jest również ważne ze względu na trudne warunki atmosferyczne panujące na dachu wydziału. Chodzi przede wszystkim o odnotowywane w lecie wysokie temperatury. Jak wyjaśnia doktorant, i z tym wyzwaniem pszczoły poradziły sobie świetnie.
– Zaobserwowaliśmy, że owady angażują do schładzania gniazda wiele osobników, które osiadają przy wylotku uli i wywołują ruch powietrza, obniżając w ten sposób panującą wewnątrz temperaturę. To bardzo ciekawe i sprawdzone wśród pszczół rozwiązanie – mówi naukowiec.
Warto wspomnieć o ograniczonej bazie pokarmowej w przestrzeni miejskiej. Dbałość o tereny zielone sprawia jednak, że pomimo niewielkich powierzchni zielonych w mieście cały czas coś kwitnie. Na przykład Muzeum Śląskie programowo nasadza rośliny miododajne, a naukowcy w bezpośrednich rozmowach z dyrekcją umocnili jedynie słuszność takiego działania.
– Można powiedzieć, że nasze pszczoły to intelektualistki. Mieszkają po sąsiedzku z prawnikami, a po pyłek latają do Muzeum Śląskiego i Biblioteki Śląskiej – komentuje prof. Mirosław Nakonieczny.
Okazało się, że owady miały duży dostęp do pożywienia, w najbliższej okolicy rośnie bowiem wiele gatunków roślin miododajnych.
– Kiedy porównywaliśmy ilość zgromadzonego pyłku i nektaru w katowickich ulach do tego, który zebrały ich siostry w pasiece tradycyjnej, okazało się, że pszczoły miejskie potrafiły pozyskać prawie dwukrotnie więcej pożywienia, a co za tym idzie, wyprodukować także więcej miodu. To było zaskakujące odkrycie – przyznaje mgr Łukasz Nicewicz.
W tym sensie wiejskie pola rzepaku i gryki przegrały z niepozorną wydawałoby się przestrzenią w centrum Katowic.