O zmarłym reżyserze mówią: abp senior Damian Zimoń i aktor Franciszek Pieczka.
Franciszek Pieczka, aktor
Kazik był moim serdecznym przyjacielem. Poznaliśmy się bardzo dawno. Pracowałem przy jego filmach śląskich. Śląsk zawdzięcza Kazikowi bardzo dużo. Potrafił zainteresować szerokiego widza Śląskiem, jego kulturą, jego etosem. Nie tylko mnie będzie go brak, ale będzie go brakowało Śląskowi. Smutno bardzo.
Kazik był rok młodszy ode mnie, kolejność była moja... Kazik odszedł wcześniej. Cóż... Ten na górze kieruje naszymi losami.
Pozostawił nam stosunek do pracy, taką rzetelność w wykonywaniu swojego zawodu. To nie był człowiek, który robi, jak to się mówi, sztukę dla sztuki. On robił to ze swojej duszy, z przywiązania i z miłości do Śląska.
To jest przesłanie Kazika, żeby nie zapomnieć o Śląsku, bo on niekiedy jest zapominany.
Abp senior Damian Zimoń:
Zawsze odnosiliśmy się do siebie życzliwie, wiedziałem, ile dobrego zrobił dla Śląska. Ostatnio widziałem go na pogrzebie Bernarda Krawczyka. Był na Mszy św., przywitaliśmy się.
Kiedy było ponowne odtworzenie jego filmu "Sól ziemi czarnej", to powiedział mi: "Ksiądz biskup chce, żebym ja się nawrócił". "Tak, bardzo chcę i modlę się za Pana" - odpowiedziałem mu wtedy.
Szanowałem go, bo dla wielu ludzi rzeczywiście był solą ziemi czarnej. Opowiadał mi kiedyś o pogrzebie swojej matki, w Tychach. Był zachwycony jak pobożnie to wszystko wyglądało. Człowiek zaangażowany społecznie, o wielkich zdolnościach reżyserskich. Myślał o Śląsku, o Polsce.
Jak w Teatrze Wyspiańskiego obchodził okrągłe urodziny, chyba 70., z zaskoczenia poproszono mnie na scenę. Podarowałem mu wtedy różaniec, mówiąc: "Panie Kazimierzu, ten różaniec to może się jeszcze przydać". Ludzie przyjęli to oklaskami.
Zawsze ceniłem go za to, co zrobił dla Śląska, zwłaszcza za jego film o tragedii w kopalni "Wujek" - "Śmierć jak kromka chleba".
Odprawię za niego Mszę świętą.