"Czemu nie u sąsiada, kolegi z ławy szkolnej, znajomego czy przypadkowego przechodnia spotkanego na ulicy, lecz właśnie w moim sercu zrodziło się powołanie do kapłaństwa? Ciągle zadaję sobie to pytanie...". 18 neoprezbiterów zechciało opowiedzieć o "pragnieniu, które trudno opisać". I o tym, że Bóg bardziej szukał ich niż oni Jego.
Cała osiemnastka zechciała się podzielić swoją drogą ku tej majowej sobocie – maryjnej, fatimskiej, niezwykłej. Cała osiemnastka od dziś będzie służyć nam swoim kapłaństwem. Cała osiemnastka nosi imiona wielkich świętych. Wśród nich jest aż siedmiu Mateuszów… Tak jak celnik Mateusz – wstali i poszli. Niektórzy natychmiast, większość nieco się ociągając. Ale "ten głos" był silniejszy!
Nadziwić się nie mogę swej duszy tajemnicą… Słowa ks. Twardowskiego powtarzają każdy na swój sposób. Ale teraz niech przemówią wspólnie.
Oto kapłańska sylwetka 18 śląskich neoprezbiterów 2017 utkana z ich zwierzeń.
Ten Głos
Prawda jest taka – już od lat dziecięcych chciałem być księdzem. Jako mały chłopiec odprawiałem Msze Święte moim samochodom i pogrzeby naszym zwierzętom. Tak, w dyskrecji przed innymi, celebrowałem „niby-msze”. Było we mnie pragnienie, które trudno opisać. Chodziłem z nim cały czas, nikomu o tym nie mówiąc. Myśli o kapłaństwie stawały się coraz częstsze i coraz bardziej intensywne… Czułem w swoim sercu, że Pan Bóg „czegoś” ode mnie chce, do „czegoś” mnie wzywa. Odkryłem, że Bóg mnie kocha, że zależy Mu na moim szczęściu, że przygotowywał mnie do tego spotkania z Nim przez całe moje dzieciństwo.
Pierwsze przekonanie o byciu powołanym pojawiło się w trakcie adoracji. Po prostu uklęknąłem i zacząłem się modlić. Ale nie tak jak do tej pory! Wpatrywałem się tylko w Najświętszy Sakrament i zacząłem rozmawiać tak, jakbym rozmawiał z kimś bardzo mi bliskim. Wokół było tysiąc ludzi, gryzące owady, ale to wszystko nagle zniknęło. Zostałem sam na sam z Nim. I tak w jednej chwili Bóg zszedł z kosmosu i stanął obok mnie, w moim życiu. Z pozoru niewiele się zmieniło, ale ja poczułem, że mam dla kogo żyć, a to jest prawdziwy „przewrót kopernikański”!
Odtąd towarzyszyło mi już stałe pragnienie bycia kapłanem. Zrozumiałem, że Bóg nie odbiera mi wolności, ale daje jeszcze więcej. Doświadczyłem tego, że Bóg bardziej szukał mnie, niż ja Jego.
Słabość
Lata liceum to czas bardzo rozrywkowo i szaleńczo przeze mnie spędzony…Kombinowałem na różne sposoby, jak uniknąć Mszy. Co tu dużo mówić… Nigdy nie byłem aniołem, nadal nim nie jestem. W szkole też orłem nie byłem… Potem poznałem dziewczynę, zakochałem się... Myśli o seminarium zeszły na bok. Musiałem spojrzeć na swoje serce i rozeznać, które pragnienie jest większe… Ostatecznie nie ma innego powodu, żeby zostać księdzem, jak tylko ten na literę „M”. TO MIŁOŚĆ I TYLKO MIŁOŚĆ. Bóg nie wybiera mocnych, pewnych siebie, ale słabych – by uzdolnić ich do prawdziwej Miłości. Bóg nas ciągle uzdalnia do nieustannego przekraczania siebie. Mogę czuć się jak św. Piotr – słaby, grzeszny, ale On takiego mnie powołuje i takiego księdza chce.
Pomoc bliźnich
To właśnie rodzice rozbudzili we mnie potrzebę bycia blisko Boga. I moja nieżyjąca już babcia… Wierzę, że będzie mnie zawsze wspierała. „Może byś księdzem został?” – zapytała kiedyś. A ja wtedy, z powagą kilkulatka, odpowiedziałem: „Nie, babciu, ja chcę być papieżem!”.
Dziękuję wikarym i proboszczowi mojej parafii. Ich podejście do obowiązków, do człowieka, do posługi jest dla mnie czymś niesamowitym. Chciałbym być takim duszpasterzem. Do dziś pamiętam posługującego u nas diakona – jego radość, pobożność i to, że miał dla nas czas. Dziękuję też moim współparafianom. Dziękuję księżom przełożonym za sumienną pracę nad moim rozwojem. To prawda, że autentyczne życie księży jest najlepszą „akcją powołaniową”!
Maryja
Pochodzę z parafii, która charakteryzuje się głęboką pobożnością maryjną. Moja droga z domu do kościoła przebiegała obok małego lasu, a w tym lasku była kaplica Matki Bożej Fatimskiej. Często się tam zatrzymywałem i modliłem się w różnych intencjach. Byłem Dzieckiem Maryi przez ponad rok. Był to wyjątkowy czas. Wtedy po raz pierwszy oddałem swoje serce Maryi i odtąd chciałem być zawsze blisko Niej. Kiedy Matka Boża z Fatimy została wybrana na Patronkę naszego rocznika, była to dla mnie wielka radość, bo Ta, która od zawsze była przy mnie, nadal prowadziła mnie w szczególny sposób.
Marzenia
A „oni natychmiast (…) poszli za Nim”. Natychmiast – zostawiwszy: dom, rodzinę, pracę, rzeczy materialne. Wszystko dla Niego. Prostota, szczerość i posiadanie tylko tego, co najbardziej potrzebne, są tym, czym chcę się kierować. To przecież w zwyczajności, czyli w naszej codzienności, Jezus do nas przychodzi. Być dla… i być „normalnym” w tym wszystkim. Nie udawać kogoś, kim się nie jest – oto jak chcę żyć. Odkryłem piękno swojego serca; piękno, które wypływa z samego wnętrza Serca Jezusowego. Nie bycie księdzem dla zaszczytów i chwały, ale bycie księdzem dla Miłości ma mną kierować. Marzę tylko o tym, aby zawsze być z ludźmi i by zawsze był w sercu ten zapał, radość posługi. Podczas stażu diakonackiego zobaczyłem, że ludzie nieraz oczekują tylko tego – żeby z nimi być.
Moją największą radością będzie kiedyś, o zmierzchu mojego życia, powiedzieć jeszcze jeden, ostatni raz: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, szczęśliwi, którzy zostali wezwani na Jego ucztę...”.
Przeczytaj także: Są nowi kapłani. Bogu niech będą dzięki.
Galeria ze zdjęciami wszystkich neoprezbiterów znajduje się TUTAJ.
Na następnych stronach: Słowo od opiekunów seminaryjnych do Neoprezbiterów i świadectwa wszystkich nowo wyświęconych kapłanów.