Stare i nowe w Jedłowniku

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 11/2024

publikacja 14.03.2024 00:00

Całe rodziny wymierały na tyfus. Chorych w ogromnej parafii, obejmującej kawał ziemi wodzisławskiej, odwiedzał proboszcz Jan Ciupke. Zanosił ludziom Pana Jezusa i starał się ich leczyć. Kiedy straszliwa epidemia w końcu zaczęła już przygasać, sam się zaraził.

Proboszcz przy grobach swoich poprzedników na stromym, obronnym wzgórzu, na którym stała drewniana świątynia. Proboszcz przy grobach swoich poprzedników na stromym, obronnym wzgórzu, na którym stała drewniana świątynia.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

To jedna z wielu fascynujących historii, które wiążą się z parafią Matki Bożej Wszechpośredniczki Łask i św. Antoniego w Wodzisławiu Śląskim-Jedłowniku. Epidemia tyfusu przetoczyła się przez Europę w 1847 i 1848 r. po serii nieurodzajnych lat i związanym z tym wielkim głodzie. Właśnie Górny Śląsk był najbardziej dotkniętym przez tę epidemię regionem kontynentu. Choroba zabijała tu całymi tysiącami osłabionych przez niedożywienie ludzi.

Proboszcz umiera za parafian

Pozostały po niej na Śląsku tysiące sierot. Zdarzało się też, że rodzice musieli pochować wszystkich swoich potomków, albo że umierały całe rodziny. Do sierocińca, urządzonego naprędce w budynku gorzelni, hrabia von Oppersdorff przyjął w 1848 r. aż 364 dzieci z samych tylko podwodzisławskich wsi.

– Ksiądz Jan Ciupke, jako prawdziwy kapłan, w czasie tej epidemii stanął na wysokości zadania: chodził od domu do domu. Przynosił ludziom Pana Jezusa i pocieszenie. Na ile potrafił, zajmował się też nimi charytatywnie – relacjonuje ks. Eugeniusz Króliczek, dzisiejszy proboszcz w Jedłowniku. – Ksiądz Ciupke w końcu sam przy tym się zaraził i umarł za swoich parafian – dodaje.

Księdzu Janowi jest poświęcony jeden z rozdziałów książki „Milczący świadek” z 2022 r., zawierającej fabularyzowane, historyczne opowiadania na temat parafii w Jedłowniku. Napisała ją katechetka Katarzyna Bor. Zawarła w niej przekazywane w miejscowości podania o tym, że ks. Ciupke, z braku środków medycznych, używał zwykłej wódki do dezynfekcji czy nasączania szala, którym zasłaniał twarz. Odkażanie „gorzołką” zalecał też chorym, których odwiedzał. Było to zgodne z wiedzą medyczną w połowie XIX wieku. Intensywny zapach wódki snuł się za nim, kiedy odwiedzał chorych we wszystkich należących do parafii wsiach: w Turzy, Turzyczce, Czyżowicach, na Maruszach i Karkoszce.

Proboszcz był jedną z ostatnich ofiar tyfusu na terenie parafii; zmarł, gdy epidemia już dogasała. Jak pisze Katarzyna Bor, wdzięczni parafianie wykonali podstawę pod krzyż na jego grobie w kształcie popularnej wtedy, czworokątnej… butelki na wódkę. Ten nagrobek stoi na starym cmentarzu, choć dzisiaj jest już obłożony elegancką, kamienną okładziną.

Straszna nawałnica

Opowiadania w tej książce są inspirowane sześcioma wielkimi obrazami, wiszącymi w kościele. Pięć z nich namalował Ludwik Konarzewski. Na jednym widać ogromną nawałnicę z wielkim gradem, która spadła na tę okolicę 19 czerwca 1848 roku, tuż po wygaśnięciu epidemii. Szalała przez całą dobę. Doszczętnie zniszczyła plony na polach. Ludzie schronili się w drewnianym kościele. – Nawałnica zwaliła w parafii wiele budynków, a sama świątynia została poważnie uszkodzona. Parafianie ślubowali wtedy, że postawią w Jedłowniku murowany kościół – relacjonuje proboszcz.

Tuż po epidemii brakowało jednak sił i środków, a potem sprawa została zapomniana. – To się zmieniło dopiero po stu latach, kiedy do tej parafii przyszedł ks. Ewald Kasperczyk. Sprowadził on relikwie św. Andrzeja Boboli. Gdy parafianie szli z nimi w procesji, złapała ich znowu wielka burza. Pouciekali, wielu weszło do kościoła. Ks. Kasperczyk wszedł wtedy na ambonę i powiedział: „To, co przeżyliśmy, jest przypomnieniem tego, co stało się sto lat temu. Nasi przodkowie wtedy ślubowali postawienie murowanej świątyni. Czy chcecie wypełnić ślubowania naszych przodków?”. Ludzie odpowiedzieli: „Chcemy”. Zebrał się komitet organizacyjny. Już po trzech latach, w 1952 roku, nowy kościół został poświęcony – mówi ks. Eugeniusz Króliczek.

Obronili się przed husytami

Stary, drewniany kościółek św. Barbary w 1974 r. został przeniesiony na osiedle Przyjaźń w Jastrzębiu-Zdroju i do dzisiaj tam służy. W Jedłowniku pozostał po nim obrys fundamentów na starym cmentarzu.

Miejsce, gdzie stał stary kościół, ma naturalne walory obronne. Do dzisiaj widać, jak jego zbocza stromo opadają w głębokie wąwozy. Tylko od strony, gdzie dzisiaj poprowadzona jest droga, wąwóz został zasypany. – Wokół kościoła w przeszłości stała palisada. W XV wieku ludzie obronili się za nią przed najazdem husytów. Scena tej obrony też została przedstawiona na obrazie w naszym kościele – pokazuje proboszcz.

Na innym malowidle Ludwika Konarzewskiego widać świętych Cyryla i Metodego, prowadzących misję na wzgórzu w Jedłowniku. O ich obecności tutaj mówi legenda. W rzeczywistości ci dwaj apostołowie Słowian nie zawędrowali tak daleko na północ – ale zapewne w IX wieku docierali w te strony ich uczniowie.

Chrzcielnica w Katowicach

Najwcześniejsza wzmianka o Jedłowniku i jego właścicielu, komesie Gosławie, pochodzi z 1239 roku. Na wzgórzu, na którym dziś jest stary cmentarz, stało od średniowiecza kolejno kilka drewnianych kościołów. – Terytorialnie nasza parafia była olbrzymia. Graniczyła z miejscowościami Rogów i Skrzyszów. Należały do niej Czyżowice i Turza Śląska – zauważa ks. Króliczek.

Jedną z pamiątek po wspaniałej historii tego miejsca można zobaczyć w kościółku św. Michała w Parku Kościuszki w Katowicach. To kamienna, średniowieczna chrzcielnica.

Obecna chrzcielnica w jedłownickim kościele też jest znakomitym zabytkiem – pochodzi z XVII wieku. – W Jedłowniku ciągle potykamy się o stare i nowe – mówi proboszcz.

Parafia liczy dzisiaj ok. 4 tys. wiernych. Jest w niej sporo wspólnot, m.in. 40 róż różańcowych, Grupa Modlitewna Ojca Pio, Szensztacka Grupa Rodzin i 11 kręgów Matki Bożej Pielgrzymującej, 3 kręgi Domowego Kościoła i oaza młodzieżowa, Legion Maryi, ok. 40 ministrantów…

Poza odpustami głównych patronów jedłownickiej parafii, swoje osobne odpusty mają jej dzielnice. Tak zwane Parcele świętują odpust św. Jerzego, osiedle przy ul. Górniczej – św. Andrzeja Boboli, „Na dole” – św. Elżbiety Portugalskiej, Karkoszka – św. Jadwigi Śląskiej i Turzyczka – w swojej dwustuletniej, niedawno odnowionej kaplicy – św. Jana Nepomucena.

Między mieszkańcami poszczególnych części parafii są zawiązane silne więzi społeczne. Kiedy na przykład ktoś umrze w jednej z dzielnic, żegnają go na pogrzebie prawie wszyscy jej mieszkańcy.

Wierni spotykają się też na modlitwie w swoich dzielnicach, choćby przy krzyżu na osiedlu. – W każdy trzeci piątek miesiąca odbywają się tam nabożeństwa ku czci Miłosierdzia Bożego – mówi ks. Króliczek. – Kiedy 25 lat temu przyszedłem do tej parafii, przychodziło modlić się tam kilkadziesiąt osób, teraz jest ich kilkanaście – dodaje.

Od maja do października, zawsze 13. dnia miesiąca, o 20.00 w kościele w Jedłowniku odbywa się nabożeństwo fatimskie, wraz z procesją ze świecami.

Przywiązanie do tradycji wiernych tej parafii przejawia się też choćby przez kultywowanie śpiewów w znanej tylko w Jedłowniku linii melodycznej, między innymi w czasie nabożeństwa Gorzkich Żali.

– Nowi wikarzy zawsze mnie prosili: „Niech farorz idzie na te pierwsze Gorzkie Żale, żebyśmy posłuchali, jak tu się śpiewa” – śmieje się ks. Eugeniusz Króliczek. – Ludzie mają tutaj piękne zwyczaje, które moim zdaniem proboszcz powinien uszanować. Dlatego kiedy wprowadzamy coś nowego, staramy się przy tym nie wyciąć tego, co było w przeszłości – mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.