Bliżej, lepiej, więcej

Marta Sudnik-Paluch

|

Gość Katowicki 08/2024

publikacja 22.02.2024 00:00

– Dawaj z prawej! Nie tym przyciskiem! Uważaj na spalone! – w sobotni poranek z salek katowickiej parafii Wniebowzięcia NMP dochodzą entuzjastyczne okrzyki.

Uczestnicy turnieju, który wygrali przedstawiciele parafii Świętych Piotra i Pawła. Uczestnicy turnieju, który wygrali przedstawiciele parafii Świętych Piotra i Pawła.
Marta Sudnik-Paluch /Foto Gość

To ministranci, którzy spotkali się na pierwszym turnieju e-sportowym. Grają w FIFĘ. – Wcześniej organizowaliśmy takie zbiórki tylko dla nas. Teraz zaprosiliśmy do udziału chłopaków z naszego dekanatu – tłumaczą animatorzy wspólnoty ministrantów z Granicznej. Ponad trzydziestu chłopców w różnym wieku postanowiło powalczyć o Puchar Dziekana. – Życzę wam ducha żywej rywalizacji, mocnej mobilizacji, by wygrać – mówił, otwierając turniej ks. Andrzej Nowicki, proboszcz parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła, dziekan dekanatu Katowice-Śródmieście.

– To ważne, żebyśmy poza samą służbą, która jest najważniejsza, oferowali dobre formy spędzania wspólnie czasu – przekonuje Mateusz Szymanek. – Służba ministrancka to też wspólnota, czyli nie tylko pracujemy, ale robimy wiele innych rzeczy. Dajemy chłopakom fajne miejsce do spędzania czasu i do rozwoju. Mają miejsce, o którym mogą powiedzieć, że do niego przynależą – dodaje Tomasz Szymaniec. – Mamy poczucie, że ktoś poświęca swój czas dla nas: to bardzo ważne – zauważa Szymon Górski. – Jak gramy razem, nieważne czy to jest FIFA, ping-pong czy piłkarzyki, znika dystans, razem cieszymy się z gry – mówi Marek Ilnicki.

Kadzidło i ognisko

Marek jest ministrantem 11 lat. Przyszedł razem ze starszym bratem. – Właściwie nie pamiętam, dlaczego chciałem być ministrantem, wtedy byłem w zerówce. Strasznie dawno temu – śmieje się. – Jestem tutaj, żeby służyć przy ołtarzu, ale i dbać o kontakt z kolegami, nie stracić łączności ze wspólnotą – dodaje.

Szymon ministrantem został w drugiej klasie podstawówki, czyli dekadę temu. – Wtedy podobało mi się to wszystko, co było związane z ministranturą: dzwonienie, chodzenie z ampułkami. I w sumie dalej mi się to podoba. Nadal największe wrażenie robi kadzidło – zdradza. – Jak się służy przy ołtarzu, to inaczej się przeżywa Msze Święte. Są tacy, którzy mówią wprost, że się nie nudzą. To prawda. Bycie ministrantem sprawiło, że z bliska mogłem zobaczyć ognisko w czasie Wigilii Paschalnej. Nie każdy ma taką szansę. Ale w ogóle jest się bliżej wydarzeń Eucharystii, co się przekłada na zaangażowanie w modlitwę, ale i życie parafii. Chętnie pomagamy w ozdabianiu kościoła na święta – zauważa Szymon.

– A ja w przeciwieństwie do kolegów dołączyłem dopiero w czwartej klasie – mówi Tomek. – Po Pierwszej Komunii św. ministrantem został mój kolega i trochę mu tego zazdrościłem. W międzyczasie w parafii opiekunem grupy został bardzo charyzmatyczny ksiądz i uznałem, że siedzenie w ławce nie jest już dłużej dla mnie. I tak jestem już 12 lat. Przez ten czas widziałem i jak wspólnota rozkwitała, i jak spotykała się z czymś, co nazwałbym oziębłością. Samej rezygnacji ze służby nigdy sobie chyba nie wyobrażałem, bo cenna jest dla mnie możliwość bycia tak blisko ołtarza. Ale pojawiały się pytania, czy jest sens, żebym był dalej animatorem. Na szczęście to minęło i bardzo sobie cenę czas we wspólnocie. Dzięki ministrantom lepiej poznałem Mszę św., pogłębiłem wiarę, nie dowiedziałbym się tylu rzeczy, gdybym po prostu chodził „klasycznie” na Mszę co niedziela o 11 – przyznaje Tomek.

Zaufać wspólnocie

Grupa ministrantów z parafii na Granicznej liczy obecnie 36 osób. – Zależy mi na tym, żeby byli zaopiekowani, staram się nie myśleć o liczbach. Kiedy „startowałem” z ministrantami w tej parafii, było ich 13 – mówi ks. Tomasz Mandrysz, opiekun wspólnoty. – Pierwsza i najważniejsza sprawa: oni muszą czuć, że jestem dla nich i tworzymy coś wspólnie. Przyrost liczby to właśnie jest tego efekt: jesteśmy razem i widać nas w parafii. Być ministrantem dzisiaj to przede wszystkim dawać dobre świadectwo, że można być przytulonym do Jezusa i być cool. Tego młodszych uczą starsi. Spotykamy się, żeby pograć, porozmawiać, pożartować, ale sednem jest zawsze Msza św., regularna spowiedź. W pierwsze soboty zbiórki zaczynamy Mszą św. o 8, wtedy większość przystępuje do spowiedzi i Komunii Świętej. Chcemy pokazać, że bycie Chrystusowym uczniem nie oznacza bycia nudziarzem. Doświadczenie Pana Jezusa ma prowadzić do wspólnoty, otwierać na innych ludzi – mówi o swoim podejściu ks. Tomasz. Jak podkreśla, bycie ministrem to nie tylko praca w dniu zbiórki, to wymaga zaangażowania przez siedem dni w tygodniu.

Opiekun ministrantów ma jedną radę dla rodziców, którzy wahają się, czy ich syn będzie dobrym kandydatem i czy odnajdzie się we wspólnocie. – Zaufajcie wspólnocie Kościoła, w naszej diecezji jest mnóstwo kapłanów, którzy potrafią pracować z młodzieżą – przekonuje. – Nie ma lepszego przygotowania do dorosłości, do bycia nie tylko kapłanem, ale także ojcem rodziny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.