Po imieniu

Marta Sudnik-paluch

|

Gość Katowicki 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

W tym roku w swoim orędziu papież Franciszek zaprasza do refleksji nad potrzebą bliskości, która jest udziałem każdego człowieka.

	W czasie pandemii kapłan posługiwał wśród chorych naCOVID-19 w Tychach. W czasie pandemii kapłan posługiwał wśród chorych naCOVID-19 w Tychach.
Przemysław kucharczak /foto gość

Jesteśmy stworzeni na wzór Trójcy Przenajświętszej, przypomina Ojciec Święty, dlatego najpełniej czujemy się w dynamice relacji. W orędziu „»Nie jest dobrze, by człowiek był sam«. Leczyć chorego poprzez leczenie relacji” papież przypomina, że „doświadczenie opuszczenia i samotności przeraża nas i okazuje się dla nas bolesne, a nawet nieludzkie. Staje się ono jeszcze bardziej dotkliwe w czasie słabości, niepewności i poczucia braku bezpieczeństwa, często spowodowanych wystąpieniem jakiejś poważnej choroby. (…) Czas starości i choroby jest często przeżywany w samotności, a niekiedy wręcz w opuszczeniu”.

„Wam, którzy doświadczacie choroby, czy to przejściowej, czy przewlekłej, chciałbym powiedzieć: nie wstydźcie się swojego pragnienia bliskości i czułości! Nie ukrywajcie go i nigdy nie myślcie, że jesteście ciężarem dla innych” – apeluje Ojciec Święty.

Zapytaliśmy księży, którzy w naszej archidiecezji posługują wśród chorych, jak odbierają tegoroczne orędzie na Światowy Dzień Chorego.

ks. Marcin Niesporek,

duszpasterz ochrony zdrowia w archidiecezji katowickiej, kapelan w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym Nr 7 i Specjalistycznym Szpitalu Wieloprofilowym

– Uważam, że tegoroczne słowo skierowane do chorych jest bardzo trafne. Zwraca uwagę, że cierpienie w chorobie to nie tylko somatyka. Mamy jeszcze przecież ból duszy, na który zwrócił uwagę papież Jan Paweł II w Salvifici doloris, będący równie trudnym doświadczeniem jak dolegliwości fizyczne. Nie od dziś wiadomo, że kiedy cierpienie przeżywane jest w gronie bliskich: rodziny, przyjaciół, wydaje się mniejsze, łatwiejsze do zniesienia. Dla mnie samego każde spotkanie z chorym to doświadczenie przemiany. Pozornie może się to wydać niezrozumiałe, ale kapelan, spotykając chorych, czerpie z tego siłę i radość. Chorzy swoją postawą wobec drugiego człowieka, podejściem do życia bardzo często dodają odwagi, pomagają poukładać właściwie hierarchię wartości. Radością jest dla mnie również to, że spotkanie z kapelanem kończy się prawdziwym spotkaniem z Jezusem. Tylko świadoma bliskość z Bogiem przemienia serce i daje nadzieję, której nic nie może pozbawić. Spotkanie z chorym niesie także otrzeźwiającą świadomość, że jesteśmy krusi, śmiertelni. Wszyscy zapominamy o tym w pędzie życia. Nieraz widziałem lekarzy, pielęgniarki, którzy z racji wykonywanego zawodu mieli w sobie przekonanie, że choroby dotyczą wszystkich, tylko nie ich. W tym roku warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden wątek orędzia papieża Franciszka: musimy nabrać umiejętności spotkania. Nie możemy uciekać od chorych, odwracać oczu i zamykać się na to doświadczenie. Światowy Dzień Chorego w naszej posłudze kapelanów szpitalnych trwa przez cały rok. Cieszę się, że ten jeden szczególny dzień już w samej nazwie podkreśla, że chory to konkretna osoba, która ma imię. To nie chorzy – jakaś zbiorowość, ale człowiek ze swoją historią.

ks. Tomasz Nowak,

proboszcz parafii Świętych Apostołów Filipa i Jakuba w Żorach, duszpasterz niepełnosprawnych archidiecezji katowickiej, jeden z kapelanów Stowarzyszenia Przyjaciół Chorych „Hospicjum im. św. Jana Pawła II”

– Z mojego doświadczenia pracy z chorymi wynika, że kluczowa jest obecność. To ona otwiera ludzkie serca. Mam wiele takich historii: siądę, pogadam i kończy się to spowiedzią i przyjęciem Pana Jezusa. Trudno komuś tak „wrzucić” światopoglądowe tematy po 3 minutach rozmowy. Trzeba zbudować zaufanie, być blisko, żeby w tej drugiej osobie mogła nadejść refleksja: „To jest dobry człowiek, więc Pan Bóg, o którym mówi, też musi być dobry”. Podziwiam w tej kwestii wolontariuszy naszego żorskiego hospicjum, którzy z oddaniem towarzyszą podopiecznym: służą pomocą, rozmową, dobrym słowem. Praca z chorymi to nie jest łatwy czas, ale to piękne, Boże zmęczenie. Bardzo absorbuje, ale daje satysfakcję. Kiedy pełniłem funkcję dyrektora ośrodków dla niepełnosprawnych, miałem taki zwyczaj: jeśli praca administracyjna mnie nużyła, męczyła, szedłem na zajęcia do podopiecznych. Ich obecność, dobre samopoczucie były dla mnie informacją zwrotną, że są pod dobrą opieką i że każde działanie na ich rzecz, nawet walka z biurokracją, mają sens. Pracując z chorymi, widziałem, jak działy się cuda przemiany: ktoś był przekonany, że choroba zabrała mu wszystko, a okazywało się, że można dalej żyć! Poza tym kontakt z pacjentami czy podopiecznymi hospicjum jak żadna inna sytuacja przypomina o potrzebie mówienia o niebie, które jest sensem i celem życia każdego z nas. Światowy Dzień Chorego to ważny moment. Posługa trwa cały rok, ale ten dzień to okazja, żeby za nią podziękować, prosić o siły. Natomiast jeśli ktoś nie miał dotąd styczności z opieką nad chorym, może zachwycić się pomaganiem, byciem narzędziem w ręku Pana Boga. W swojej posłudze staram się zawsze pamiętać, że moim zadaniem jest stworzyć przestrzeń dla Jego działania. To nie ja znajdę najlepsze odpowiedzi na pytania, tylko On. On mnie posyła, a ja niosę Go w sercu do chorych i potrzebujących.

ks. Marek Gwioździk,

kapelan w Specjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim oraz w Polsko-Amerykańskiej Klinice Serca w Tychach

– Samotność to problem, który dotyczy nie tylko chorych, przebywających w szpitalach, ale generalnie seniorów, którzy schyłek swoich dni przeżywają często w odosobnieniu. W swoim orędziu papież Franciszek ma doskonałą intuicję: wskazuje, że w dzisiejszym świecie bardzo często dopóki jesteśmy potrzebni, jesteśmy „w polu widzenia”. Coraz częściej tracimy umiejętność bycia ze sobą w chwili, kiedy przestajemy być produktywni, użyteczni, co wynika z wielu czynników, m.in. pędu życia, natłoku informacji. Osobom starszym trudno się odnaleźć we współczesnym świecie, płynąć w głównym nurcie. Seniorzy dziadkowie są zauważani, dopóki mają siłę wychowywać najmłodsze pokolenie, ale kiedy sami potrzebują wsparcia, często nie mają na kogo liczyć. A przecież obecność ma wymiar terapeutyczny: bycie dla kogoś, poświęcony czas są nie do przecenienia. Techniki leczenia są coraz doskonalsze, ale nic nie zastąpi chwili zainteresowania drugim człowiekiem. Często obserwuję, jak ważne jest, kiedy lekarz, pielęgniarka, kapelan zwracają się do pacjenta po imieniu. Chory ma dzięki tak drobnemu gestowi poczucie: „Wie, kim jestem, jest mną zainteresowany”. Największe zagrożenie, jakie obserwuję w ochronie zdrowia, o czym coraz głośniej mówią lekarze, terapeuci, dotyczy zatracania kontaktów międzyludzkich. Sztuczna inteligencja, owszem, może porównać tysiące podobnych przypadków i postawić diagnozę, ale brak w tym empatii, spojrzenia w oczy, dotyku. Brak człowieczeństwa, rysu Samarytanina, który się zatrzymał, opatrzył, zostawił dwa denary na pielęgnację – a więc poświęcił czas i środki. Warto, żebyśmy o tym pamiętali, nie pozwolili na utratę tego wymiaru opieki w chorobie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.