Kapelan śląskich partyzantów

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 05/2024

publikacja 01.02.2024 00:00

Trzech podróżnych rozmawiało w kolejowym przedziale po polsku, choć było to zakazane. Obok nich siedział mężczyzna, jak się zdawało, pogrążony we śnie. Niestety, tylko udawał.

Władysław Kuboszek. Władysław Kuboszek.
Stowarzyszenie Pamięci Armii Krajowej w Wodzisławiu Śl.

Od dnia aresztowania rybnickiego inspektora Armii Krajowej Władysława Kuboszka i kapelana śląskich partyzantów ks. Józefa Kani 9 lutego mija 80 lat. W przypadkowy sposób wpadli oni w ręce Niemców wraz z adiutantem inspektora Franciszkiem Stalmachem.

Rybnicki Inspektorat Armii Krajowej obejmował bardzo rozległy obszar – od Koźla i Raciborza po Pszczynę, Cieszyn i Zaolzie z Jabłonkowem i Karwiną. Na jego czele stał Władysław Kuboszek rodem z Wisły Małej pod Pszczyną. Przed wojną skończył studia prawnicze, pracował w banku i na kopalni Wujek. We wrześniu 1939 r. miał się żenić z Bolesławą, dziewczyną ze Zbytkowa na Śląsku Cieszyńskim. Wybuch wojny sprawił, że narzeczeni odłożyli ślub na później.

Pomoc w piekle

Ksiądz Józef Kania pochodził z Dębu, dzisiejszej dzielnicy Katowic. Jego życie potoczyło się bardzo podobnymi torami jak innego śląskiego księdza Jana Machy, beatyfikowanego w 2021 roku. Znali się zresztą – na odnalezionym przed dwoma laty filmie, nakręconym w 1938 r., widać ich idących obok siebie.

Od początku wojny ks. Józef Kania, jako wikary w Michałkowicach (dziś dzielnica Siemianowic), angażował się w podziemie. Organizował pomoc charytatywną dla ludzi, których Niemcy uwięzili, i dla ich rodzin – podobnie jak robił to bł. ks. Jan Macha. W 1941 r. jedna z parafianek napisała na niego donos, ponieważ zaintonował w kościele pieśń po łacinie, zamiast po niemiecku. Kuria dla bezpieczeństwa ks. Józefa przeniosła go wtedy na parafię w Brzęczkowicach, dzisiejszej dzielnicy Mysłowic.

W Mysłowicach działał areszt śledczy, który był piekłem na ziemi. Niemcy wyrywali tam więźniom paznokcie, razili prądem, wieszali głową w dół, bili tak, że mięśnie odrywały się od kości. Niektórzy parafianie pracowali tam jako dozorcy. We współpracy z nimi ks. Kania dostarczał więźniom żywność, modlitewniki i różańce.

Ten młody ksiądz głosił też w Brzęczkowicach poruszające kazania, świetnie śpiewał, grał na akordeonie i innych instrumentach. Po wojnie parafianie umieścili na frontonie kościoła przedstawiającą go płaskorzeźbę z podpisem „Gorliwiec Boży”.

Tajne Msze

Gdy w 1943 r. gestapo aresztowało jedną z jego współpracowniczek, ks. Kania musiał uciekać. Został kapelanem partyzantów Rybnickiego Inspektoratu AK. Odprawiał polowe Msze Święte w ich beskidzkich kryjówkach. W kazaniach mówił im m.in. o konieczności zachowania zasad moralnych także w wojennych okolicznościach. Często przebywał w słynnym śląskim oddziale partyzanckim Wędrowiec.

Bywał też u znajomych księży, m.in. w Lędzinach. Na probostwie w Suszcu przedstawiano go jako robotnika i rzeczywiście zajmował się tam instalacją elektryczną. W Krzyżowicach koło Jastrzębia pewnego przedpołudnia odprawił Mszę św. w pustym kościele. 9 lutego 1944 r. donosiciel zwrócił uwagę na ks. Kanię i jego kompanów w pociągu z Pawłowic Śląskich do Strumienia. Od zawiadowcy stacji zażądał telefonu. Usłużnie zawiadomił niemieckich żandarmów, że trzej mężczyźni rozmawiali w pociągu po polsku. Dodał, że wygląd jednego z nich – miał tu na myśli księdza Kanię – odpowiada rysopisowi partyzanta, który kilkanaście dni wcześniej zabił w Suszcu niemieckiego żandarma. To było przypadkowe podobieństwo – ale zaalarmowani Niemcy ruszyli do akcji.

Komendant Johann Hackl i żandarm Erwin Hertel zaczęli legitymować ludzi, którzy szli do kina w Strumieniu, i wypytywać ich o trzech mężczyzn. Zarekwirowali też napotkane po drodze sanie. Dopadli trzech akowców tuż przed skrętem w dzisiejszą ulicę Tęczową, wiodącą do Zbytkowa. Zeskoczyli z sań z bronią gotową do strzału.

Było za późno na reakcję. Polacy musieli położyć się na śniegu. Kiedy adiutant inspektora spróbował unieść się na rękach, Niemcy go zastrzelili. Z teczki ks. Kani wypadły jakieś papiery. Powożąca saniami kobieta, Marianna Gruszka, podniosła je ukradkiem, zmięła i wrzuciła do rowu. Niestety, żandarmi je tam odnaleźli. Okazało się, że to lista konspiratorów ze wsi Łąka i Wisła Wielka pod Pszczyną.

Władysław Kuboszek i ks. Józef Kania w chwili aresztowania mieli skończone po 31 lat. Zostali straszliwie pobici podczas śledztwa w areszcie w Mysłowicach.

Stamtąd trafili do obozu Auschwitz. Ksiądz Kania odprawiał tajne Msze Święte na bloku 11, zasłaniany przez innych więźniów; rozdzielał Komunię Świętą. Według świadków jego kazanie w Wielkanoc 1944 r. przyniosło uwięzionym wiele nadziei. W muzeum Auschwitz zachowała się szklaneczka, której używał jako kielicha w czasie tajnych Mszy.

Ksiądz Józef Kania został stracony w obozie Auschwitz 12 czerwca, a Władysław Kuboszek 28 sierpnia 1944 roku.

Korzystałem z tekstów Tomasza Milera z IPN, Antoniego Krzyżaka ze Stowarzyszenia Pamięci Armii Krajowej w Wodzisławiu Śl. oraz z książki Anny Palki „Ksiądz Józef Kania, kapelan partyzantów”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.