Biurko prymasa

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 04/2024

publikacja 25.01.2024 00:00

To w tej śląskiej parafii swoje ostatnie lata spędziła niezwykła Włoszka, kandydatka na ołtarze Laura Meozzi. Choć pochodziła z arystokratycznej rodziny, poświęciła życie opiece nad sierotami w Polsce.

Proboszcz przed wejściem na kompleks boisk; za nim oratorium dziecięco-młodzieżowe i kościół. Proboszcz przed wejściem na kompleks boisk; za nim oratorium dziecięco-młodzieżowe i kościół.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Parafia św. Bartłomieja w Pogrzebieniu jest jedną z dwóch w archidiecezji katowickiej, prowadzonych przez księży salezjanów. Właśnie z ich zgromadzenia wywodził się pierwszy biskup katowicki August Hlond, późniejszy prymas i kardynał. – Jeden z księży mi powiedział, żebym przez przypadek nie wyrzucił biurka z kancelarii parafialnej; tego, na którym trzymamy drukarkę. Okazuje się, że to biurko dostaliśmy właśnie od kardynała Hlonda – mówi ks. proboszcz Marek Głuch SDB.

Gmina z widokami

Pogrzebień i Kornowac, należące do parafii św. Bartłomieja, leżą na wzgórzach na wschód od Raciborza. Są znane z rozległych widoków. Jeśli spojrzeć na wschód i południowy wschód, można zobaczyć wielką hałdę w Rydułtowach, dwuwieżową bazylikę w Pszowie i inne kościoły archidiecezji katowickiej. Warto też wejść na wieżę widokową przy ulicy Lubomskiej, żeby podziwiać położoną głęboko dolinę Odry, a za nią wieże kościołów diecezji opolskiej, olbrzymie wiatraki, a wreszcie Beskidy i Sudety.

Drugą prowadzoną przez salezjanów parafią jest sąsiednia Kobyla, leżąca na tym samym, malowniczym pasie wzgórz nad doliną Odry.

Parafia w Pogrzebieniu istniała już w średniowieczu. Stały tu kolejne kościoły drewniane. Ostatni z nich spłonął w 1834 roku. W latach 1851–1852 powstała świątynia murowana – wtedy na wsiach była to rzadkość, w okolicy tylko Pszów miał taką budowlę.

Z tego okresu pochodzi obraz świętego Bartłomieja w głównym ołtarzu. Namalował go Theodor Hamacher, słynny XIX-wieczny malarz portretowy. Niedawno obraz odzyskał blask dzięki przeprowadzonej konserwacji.

Dzieci w obozie

W 1930 roku stojący niedaleko kościoła pałac kupili księża salezjanie i założyli w nim szkołę, nazywaną Małym Seminarium. Uczyło się w niej ponad 130 chłopców. Ci z dalszych stron mieszkali w internacie na pałacowym strychu, pozostali przychodzili na lekcje ze swoich domów. Zakonnicy prowadzili też gospodarstwo.

Niestety, po agresji III Rzeszy na Polskę, w 1940 r. Niemcy odebrali salezjanom ten gmach. Urządzili w nim m.in. obóz koncentracyjny dla polskich dzieci, tzw. Kinderlager. Za podwójnym rzędem drutów kolczastych zostało osadzonych 220 małoletnich do lat 16 oraz 12 niemowląt, odebranych rodzicom wysłanym do obozów koncentracyjnych.

Większość maluchów pochodziło z Zagłębia Dąbrowskiego. Dzieci głodowały. Mieszkańcy Pogrzebienia potajemnie dostarczali im chleb i mleko.

Piękny osioł

Po wojnie do zdewastowanego pałacu wrócili salezjanie. Istniała jednak groźba, że gmach szkoły zarekwirują tym razem polscy komuniści. Księża przekazali go więc siostrom salezjankom.

Dzięki temu do Pogrzebienia trafiła matka Laura Meozzi. Była Włoszką z arystokratycznej rodziny. Urodziła się w 1873 r. we Florencji, dorastała w Rzymie; była bardzo żywotną dziewczyną, lubiła jeździć konno. Wstąpiła do salezjanek i przyjechała do zrujnowanej przez I wojnę światową Polski.

W naszym kraju założyła szereg sierocińców i domów zakonnych. W czasie II wojny światowej odmówiła opuszczenia Polski. „Choćby jedna siostra Polka tu była, to ja zostaję z nią” – oświadczyła włoskiemu konsulowi. Pracując w trudnych warunkach, odmroziła sobie wtedy ręce, ale polskich sierot nie zostawiła.

W Pogrzebieniu salezjanki prowadziły nowicjat, przedszkole, świetlicę dla dzieci, kurs krawiecki dla dziewcząt. Nadal zajmowały się też sierotami.

Laura była przez tutejszych Ślązaków bardzo szanowana. „Mateczka Laura, jak ją wszyscy nazywali, była bardzo przystępna i przyjazna. Mówiła po polsku, ale trochę nasz język kaleczyła” – mówiła „Gościowi” w 2021 r. pamiętająca Laurę siostra Teresa Czekała, salezjanka rodem z tej parafii.

Dzięki włoskiej „mateczce” zrobiło się w Pogrzebieniu jeszcze weselej, bo jej językowe wpadki przechodziły do anegdot. „Kiedyś jakieś stowarzyszenie zamówiło u sióstr sztandar. Przy odbiorze mateczka zaprezentowała go i wskazała: »Proszę, a tu taki piękny osioł«. Chodziło o orła” – śmiała się s. Teresa.

Laura Meozzi została pochowana w grobowcu przy wejściu do kościoła w Pogrzebieniu. Trwa jej proces beatyfikacyjny.

Zbuduj szopkę

Księża salezjanie też Pogrzebienia nie opuścili, bo w 1946 r. biskup katowicki przekazał im prowadzenie tutejszej parafii. – W latach 50. XX wieku ks. proboszcz Józef Długołęcki przeprowadził rozbudowę kościoła – mówi ks. Marek Głuch. – Salezjanie są ukierunkowani na duszpasterstwo młodzieży. Zawsze były tutaj spotkania dla młodych, przedstawienia, jasełka, wycieczki piesze i rowerowe. Co roku kilkudziesięciu parafian szło w salezjańskiej grupie z warszawską pielgrzymką akademicką na Jasną Górę. Młodzi mieli swoją orkiestrę – wylicza.

Budynek dawnej plebanii w Pogrzebieniu salezjanie przeznaczyli na oratorium dziecięco-młodzieżowe. – Do dzisiaj odbywają się w nim młodzieżowe spotkania formacyjne i towarzyskie, półkolonie i zimowiska dla dzieci, andrzejki. Część sal udostępniamy też szkole tańca OLEDO i Klubowi Sportowemu Judo gminy Kornowac – dodaje proboszcz.

Od dwóch lat w budynku oratorium jest organizowany konkurs „Zbuduj szopkę dla małego Jezusa”. – W czasie adwentu rodziny są zapraszane, żeby wraz z dziećmi wykonały stajenkę. W czasie świąt ludzie zwiedzają wystawę w oratorium i mogą oddać głos na najciekawszą szopkę – mówi proboszcz.

Od wielu lat mieszkańcy Pogrzebienia i Kornowaca licznie uczestniczą wraz ze swoimi duszpasterzami w krakowskiej pielgrzymce śladami Karola Wojtyły robotnika. Przechodzą z Dębnik do Łagiewnik, do sanktuarium św. Jana Pawła II.

Wielki grad

4 maja 1877 roku na Pogrzebień i okolice spadł grad wielkości kurzych jaj. Od tego czasu mieszkańcy co roku 4 maja ruszają z procesją po polach i modlą się o urodzaj. Od blisko 20 lat w tej procesji ku czci św. Floriana biorą udział także jeźdźcy i woźnice. Przyjeżdżają nawet z okolic Rybnika czy Wodzisławia. Ostatnio naliczono aż 70 koni. – Zgodnie z tradycją, na pamiątkę tamtego gradu, ludzie zabierają na tę procesję gotowane jajka. Nieopodal rezerwatu „Bociek” rzucają je, a potem spożywają. To bardzo widowiskowa procesja, zapraszamy w tym roku znów 4 maja – mówi proboszcz.

Parafia zaprasza też na odpust św. Krzysztofa. – Ta tradycja ma już ponad 60 lat. W ostatnią niedzielę lipca do Pogrzebienia wjeżdżają w paradzie motocykliści. Modlą się w czasie Mszy Świętej o bezpieczeństwo na drodze. Jest też wtedy poświęcenie motocykli i odbywa się prowadzona w budynku oratorium akcja krwiodawstwa – mówi ks. Marek Głuch.

Powstają boiska

Pod koniec XX wieku z myślą o młodych koło kościoła powstały salezjańskie obiekty sportowe. Wyglądają imponująco. Są tutaj dwa boiska do piłki nożnej – duże i małe, boisko do koszykówki i do siatkówki plażowej.

Przez dłuższy czas po ich utworzeniu były intensywnie wykorzystywane. Działały tutaj regularne drużyny, chłopięce i dziewczęce, które brały udział w rozgrywkach – lokalnych i salezjańskich, także międzynarodowych. Jeszcze przed pandemią to zaczęło się zmieniać. Dzisiaj młodzież ma duży wybór klubów sportowych. Poza tym w parafii widać niż demograficzny. – W zeszłym roku w Pogrzebieniu i Kornowacu było tylko osiem chrztów – mówi proboszcz.

Na salezjańskich boiskach rzadziej więc dzisiaj ktoś gra – choć odbywają się tutaj czasem turnieje dla młodzieży. Klub Sportowy Kornowac wykorzystuje je też jako boiska rezerwowe. – Dzieci nieraz przychodzą tu pograć w piłkę czy siatkówkę plażową, rodzice z maluchami jeżdżą tu na rowerach. To też dobre miejsce na organizowanie festynów i innych dużych spotkań – mówi proboszcz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.