Tańcz, Maryjo, tańcz

Marta Sudnik-Paluch

publikacja 23.11.2023 00:00

Jak pokazać historię, którą rozważamy przynajmniej raz w tygodniu, a czasem codziennie? Przed takim zadaniem stanęli twórcy megawidowiska wystawionego w katowickim Spodku.

Scena ze spektaklu. Scena ze spektaklu.
Krzysztof Gawor /Foto Gość

Opowieść o Matce Bożej przygotowana w kooperacji Fundacji Młodzi dla Młodych i grupy teatralnej odpowiedzialnej za wcześniejsze wydarzenia – „Jonasza” czy „Franciszka” – to dzieło, którego rozmach robi wrażenie. Bierze w nim udział 360 wykonawców: wokaliści, chór, orkiestra, tancerze i aktorzy. Reżyserem jest Mariusz Kozubek. „Maryja” w brawurowy sposób łączy muzykę, taniec, śpiew i elementy kultury ludowej. W rolę tytułowej postaci wcielają się dwie artystki – Wioletta Białk, wokalistka chorzowskiego Teatru Rozrywki, i tancerka Ellen Bremer, Australijka, która występuje w spektaklach baletowych na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu.

„Brak sygnału”

Historia Matki Jezusa budowana jest za pomocą wielowarstwowych (to chyba najlepszy przymiotnik) scen, które zna każdy z nas. Szczególnie ciekawie budowane są kolejne warstwy, elementy momentu narodzin Jezusa w Betlejem – aktorzy wcielający się m.in. w pasterzy czy uczonych w Piśmie są „przywożeni” przez tancerzy na specjalnych ruchomych platformach. Oddaje to pewną umowność przestrzeni, w której autorzy opowiadają o ziemskiej wędrówce Maryi.

Obecnie są również bardzo pomysłowe mrugnięcia okiem do widza – Herod w telewizji zasłaniany przez znaną, zwłaszcza starszym widzom, planszę „brak sygnału” czy taniec kobiet sprzątających świątynię w scenie ofiarowania Jezusa w świątyni.

Duże brawa należą się twórcom za kilka elementów, które poprowadzone mniej umiejętnie mogłyby okazać się nadto ryzykowne. Po pierwsze – bardzo interesująco wypada swego rodzaju interludium pomiędzy kolejnymi scenami. Twórcy wprowadzili do niego postacie współczesnych ludzi różnych warstw społecznych i w różnym wieku, idących w procesji z obrazem Matki Bożej Piekarskiej. To przywodzi na myśl piekarskie procesje w czasie pielgrzymek stanowych i pokazuje, gdzie zdaniem autorów „Maryi” obecnie lokuje się źródło pobożności maryjnej w archidiecezji. Uzupełnienie obecności tej grupy przez wyśpiewywane „Godzinki o Niepokalanym Poczęciu” (początkowo tekst jest zaczerpnięty dosłownie, w miarę trwania widowiska jest uzupełniany o wątki nawiązujące do współczesności) to zabieg, który pozwala dostrzec niezmiernie ważny element pobożności, przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

Śląska szkoda

Utworem, na który warto zwrócić szczególną uwagę (numer dwa zachwytów w spektaklu) jest pieśń ze sceny zgubienia Jezusa w świątyni. To bardzo ciekawe odniesienie od klimatu dzisiejszego świata. Głos tłumu zadaje pytania o bolączki wielu osób, np. „Jeśli kościół ma być domem, w którym wszyscy mają miejsca, czemu są lepsi i gorsi?”, na co w wyważony sposób odpowiada postać 12-letniego Jezusa.

Ostatnia z pochwał powinna dotyczyć najtrudniejszej ze scen – ukrzyżowania. Zabieg, który stosują twórcy widowiska, sprawia, że jest to moment przejmujący, dobrze pokazany z perspektywy głównej bohaterki. Udaje się uniknąć ckliwości, ale i najbardziej niebezpiecznej w tym przypadku nieporadności w wizualizowaniu momentu śmierci Jezusa.

Całe widowisko jest bardzo ciekawym ujęciem wieloaspektowości historii Matki Bożej. Widz poznaje najbardziej oczywiste elementy, czyli fakty z życia Maryi, ale wzbogacone o uczucia kobiety, której (patrząc z czysto ludzkiej perspektywy) życie nie oszczędza i która zwyczajnie boi się o swoje jedyne dziecko. Jest także element transcendentny, w Niej spełniły się Boże obietnice i Ona dała światu Zbawiciela. Ostatni – nie mniej ważny – to pobożność, która wykiełkowała na bazie życia Maryi.

Występują też w widowisku elementy, które można traktować jako niewielkie potknięcia. Rozczarowuje niewielka rola taneczna Maryi – fakt zaangażowania do niej takiej tancerki jak Ellen Bremer kazał oczekiwać czegoś więcej. Szkoda, że jej taniec nie był równie rozbudowany, co choreografia przypisana do roli dorosłego Jezusa (zagrał go Włoch Alberto Pecetto).

Spektakl raczej zyskałby na skróceniu scen wizyty u Elżbiety (taniec górali) i ucieczki do Egiptu (taniec diablic?) – to jedne z elementów, które się dłużyły, były trochę nużące w odbiorze. Niestety największy zarzut może wiązać się z wątkiem śląskim. O ile bardzo ciekawym pomysłem jest umieszczenie cudu w Kanie Galilejskiej na śląskim weselu i wprowadzenie krótkich dialogów po śląsku, o tyle taniec z wiadrami utrzymany w stylu zorby niestety bardzo tu zgrzyta. Stałoby się zdecydowanie lepiej, gdyby poetyka tej sceny była bardziej ujednolicona.

Ogólne wrażenie jest jednak bardzo dobre! Warto czekać na to, co twórcy przygotują i jaki temat tym razem wezmą na tapet. Zgodnie z zapowiedzią kolejna premiera już za dwa lata.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.