Hic, które odcisnęło piętno

Marta Sudnik-Paluch

|

Gość Katowicki 44/2023

publikacja 02.11.2023 00:00

Czterech alumnów opowiada o spotkaniu z „piątą Ewangelią” i odkrywaniu ziemi Pana.

 Franciszek (z lewej) i Kacper nad jeziorem Genezaret. Franciszek (z lewej) i Kacper nad jeziorem Genezaret.
archiwum prywatne

Daniel Kołodziejczyk (rok III), Tomek Matuszek (rok II), Franciszek Parzyk (rok IV) i Kacper Frukacz (rok IV) miesiąc tegorocznych wakacji spędzili, posługując w Betlejem. O możliwości wyjazdu do Ziemi Świętej dowiedzieli się… z ogłoszenia w trakcie śniadania. I właściwie w tym samym momencie podjęli decyzję: „Jadę”. Śląscy klerycy staże odbywali w dwóch turach. Jako pierwsi na zaproszenie odpowiedzieli Daniel i Tomek, a potem Franciszek i Kacper. – Inicjatorem wszystkiego jest franciszkanin brat Ananiasz Jaskólski, który w tamtejszej kustodii jest pierwszym zakrystianem. W Polsce wyjazd koordynowali ks. prof. Leszek Szewczyk i ks. prof. Roman Buchta – wymieniają.

Wcześniej zabrakło odwagi

– Byłem już po archeologii biblijnej, więc chciałem zobaczyć na żywo to, co poznałem w teorii. Mój proboszcz ks. Maciej Basiuk jest przewodnikiem po Ziemi Świętej i jego opowieści także były dla mnie motywacją – mówi Kacper. – Jestem historykiem, więc możliwość spędzenia miesiąca w Ziemi Świętej już sama w sobie była nie lada gratką. Poza tym bycie kościelnym w bazylice Narodzenia Pańskiego! Nie każdy może tego doświadczyć: to były moje pierwsze myśli. Motywacje miałem nie tylko historyczno-społeczne, od początku chciałem zobaczyć na własne oczy to, co dzieje się tam współcześnie, z innej niż pielgrzymkowa perspektywy – wspomina Franciszek. – Na roku propedeutycznym mieliśmy wprowadzenie do Pisma Świętego. Zajęcia prowadził ks. Tomasz Kusz, pokazywał nam zdjęcia, naprawdę było widać, że jest rozmiłowany w Ziemi Świętej. Po tych zajęciach zostało we mnie poczucie, że taki wyjazd to moja powinność; że jak tylko pojawi się okazja, muszę to zrobić. Poza tym od początku byłem zdania, że to ogromna szansa zetknąć się z „piątą Ewangelią”: kamieniami, które widziały Jezusa, poznać biblijne konteksty. Decyzję podjąłem w kwadrans, bo nie wiedziałem, czy nas ktoś nie uprzedzi w zgłoszeniu się – mówi Tomek. – W zeszłym roku było podobne zaproszenie – do Beer Szewy. Zabrakło mi wtedy odwagi, żeby się zgłosić. Słuchając opowieści Michała i Szymona po ich powrocie, oglądając zdjęcia, wiedziałem, że z kolejnej okazji muszę skorzystać i zobaczyć ziemię Pana – wyjaśnia Daniel.

Jak z Piekar do Katowic

– Nie rozważałem kwestii bezpieczeństwa, podejmując decyzję, to było pięć minut nad talerzem z kanapkami. Te pytania pojawiły się później, rodzice się niepokoili – zdradza Daniel. – Moi rodzice byli bardzo zadowoleni z decyzji. Kwestie bezpieczeństwa pojawiły się później – mówi Kacper. – Jak się zorientowałem, że Betlejem leży na terenie Autonomii Palestyńskiej, dopiero wtedy zacząłem analizować ten temat.Bo z Izraelem powszechnie kojarzymy europejskie standardy bezpieczeństwa, natomiast w kontekście Palestyny nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Ale potem pomyślałem o wojnie w Ukrainie i o tym, że nawet tak blisko naszych domów toczą się działania zbrojne na pełną skalę – tłumaczy Franciszek. – Ktoś przed wyjazdem powiedział mi: „Zawsze lepiej brzmi: »zginął w Ziemi Świętej« niż »spadła na niego dachówka przed domem«” – śmieje się Kacper. – Po swoich wcześniejszych podróżach miałem jakieś wyobrażenie arabskiego świata. Zdarzało się, że samodzielnie jeździłem po świecie, więc moi rodzice podeszli do tej decyzji spokojnie. Poza tym myślałem o tym, że nie jadę sam, co mnie uspokajało. Ogromnym wsparciem już w trakcie przygotowań był dla nas brat Ananiasz – mówi Tomek.

Ostatecznie okazało się, że… trudniej było opuścić Izrael i wrócić do Polski, niż dotrzeć do celu podróży. – Przeszliśmy szczegółowe kontrole przy wyjeździe – wspominają. – My przy wjeździe, gdy zadeklarowaliśmy się jako pielgrzymi, musieliśmy wymienić trzy święte miejsca dla chrześcijan – precyzują Daniel i Tomek.

Zaskoczeniem były dla nich procedury związane z przekraczaniem granicy pomiędzy Izraelem a Autonomią Palestyńską. – Autobus zatrzymywał się w takiej specjalnej zatoczce, wszyscy musieli z niego wysiąść i pokazać paszporty, wizy i inne potrzebne dokumenty. Te check- pointy funkcjonują trochę jak budki strażników kiedyś na naszych granicach. Żołnierze właściwie od razu oddawali paszporty Europejczykom – tłumaczy Kacper. – Raz byliśmy świadkami, jak trzech około 10–13-letnich Palestyńczyków „nie spodobało się” w kontroli i zostali w tym punkcie, nie mogli jechać dalej. Autobus odjechał, wojsko poszło i te dzieci zostały na tej „ziemi niczyjej”, nikt się tym nie przejął – dodaje Franciszek. – Generalnie gdy się jechało autobusem, to było takie trochę surrealistyczne doświadczenie: trasa z Betlejem do Jerozolimy, a było trochę jak z Piekar do Katowic – żartują alumni.

Ciężkie 40 sekund

W bazylice w Betlejem ich zadaniem była obsługa zakrystii. – Zwłaszcza przygotowanie do Mszy św., których było kilkanaście w ciągu dnia, bo licząc groty, to mogło być ich pięć jednocześnie. Mieliśmy jeden taki dzień, że było ich 26 – wspomina Kacper. – Musieliśmy pamiętać, żeby przygotować mszał w odpowiednim języku – dodaje Franciszek. – Były też dwa czy trzy dni, w których pilnowaliśmy porządku w kościele, musieliśmy interweniować, widząc niewłaściwe zachowania turystów, którzy robili sobie zdjęcia, próbowali sforsować niektóre balaski – uzupełnia Daniel. Z czasu spędzonego w Ziemi Świętej alumni zapamiętali doświadczenie wspólnoty: zarówno tej z franciszkanami, jak i z przedstawicielami innych wyznań, którzy odwiedzali betlejemską bazylikę.

– Przez cztery tygodnie pobytu towarzyszyły nam bardzo różne emocje. Najbardziej przeżyłem chyba Msze św. w języku polskim, które zdarzały się bardzo rzadko. Nie sądziłem, że tak mocno będą na mnie oddziaływać wypowiadane w tym wyjątkowym miejscu słowa Credo o tajemnicy Wcielenia. Przyznaję, że to doświadczenie pojawiło się w najgorszych dla mnie momentach emocjonalnego wyczerpania, kiedy już czułem, że nie chcę tam być. Wtedy uświadamiałem sobie, gdzie dokładnie jestem. Bo generalnie potrzeba dużej wyobraźni, żeby pojąć znaczenie tych miejsc. W Grobie Pańskim musiałem być cztery razy, dopiero mając przy sobie Ewangelię Jana, zrozumiałem, gdzie jestem. – mówi Franciszek. – Motywujące były reakcje pielgrzymów. Widziałem Francuzkę, która płakała. Pomyślałem, że ja mam ten komfort bycia tu przez miesiąc i już czasem odczuwam irytację, a ona być może jest tu jedyny raz w życiu – dodaje.

– Na mnie wrażenie zrobiła pierwsza wizyta w grocie Bożego Narodzenia. Poszliśmy już po zamknięciu, było w niej wtedy ciemno, paliły się tylko świece oliwne. Było pusto. Poczułem duże wzruszenie. Ono towarzyszyło mi we wszystkich ważnych miejscach, które odwiedziliśmy – uzupełnia Daniel. – Święty Piotr jest patronem mojego rocznika, więc mocno przeżyłem także nasz wyjazd do Tabgi, to tam Piotr wyznał nad Jeziorem Galilejskim: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Swoją drogą to było jedno z bardziej urokliwych miejsc – dodaje. – Na mnie wrażenie robiło słowo „tutaj”, czyli hic. Ono było oznaczeniem tych najważniejszych miejsc i pojawiało się właściwie na każdym kroku. Modlitwa Anioł Pański w Nazarecie była nie do opisania. Ale zrozumiałem też kontekst pewnych fragmentów z Pisma Świętego, które wcześniej były dla mnie tylko teorią. Choćby Góra Kuszenia: nie dziwię się teraz opisowi, że Panu Jezusowi było trudno i Go kusiło. Tam było tak ciepło, a On tyle dni wytrzymał – mówi Kacper. – Nam było ciężko wytrzymać 40 sekund, a co dopiero 40 dni – wtrąca Franciszek.

Zachowane w pamięci

Wszyscy zgodnie przyznają, że wizyta w Ziemi Świętej to tylko jeden element. – To doświadczenie zawsze musi prowadzić dalej. Bo nawet będąc w Bożym Grobie, obok tajemnicy zmartwychwstania można przejść obojętnie. Ważny był wysiłek duchowy, który nam towarzyszył, pamięć o tym, że tamte wydarzenia niosą ze sobą konsekwencje także i dzisiaj, że to naprawdę zmieniło świat. To wspomniane hic odcisnęło piętno w całym świecie – mówi Tomek. – Jesteśmy niesamowicie wdzięczni za to doświadczenie – zaznacza Daniel.

Wszyscy alumni przyznają, że po stażu inaczej patrzą na doniesienia z trwającej wojny. – Z Kacprem widzieliśmy namioty przygotowywane na Święto Sukot. A właśnie w czasie Święta Szałasów wybuchła wojna. Widzieliśmy na dachu Wieczernika trzciny suszące się na namioty. Ten obraz zachowuję cały czas w pamięci – wspomina Franciszek. – Widzę zdjęcia, filmik pokazujący, jak pod Bramą Damasceńską zamordowano sześciu Żydów, i myślę, że to tamtędy z Frankiem pierwszy raz wchodziłem do Jerozolimy. Zupełnie inaczej postrzegam te doniesienia, to już zupełnie inny świat – dodaje Kacper.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.