Siostry na stówę

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 39/2023

publikacja 28.09.2023 00:00

Tysiące ludzi na Śląsku uzyskało od nich pomoc pielęgniarską i lekarską. Wychowują dzieci w swoich ochronkach, dożywiają biednych. I robią coś jeszcze ważniejszego: ratują dusze.

S. Kamiliana z młodzieżą. S. Kamiliana z młodzieżą.
Siostry służebniczki NMP

Służebniczki śląskie świętują stulecie swojej prowincji katowickiej. Należy do niej ok. 270 sióstr. Opowiedziały nam o niesamowitych losach kobiet, które przywdziały habit przed nimi, oraz o swoich własnych.


To zgromadzenie założył świecki katolik – bł. Edmund Bojanowski. Po epidemiach w połowie XIX wieku zostało dużo sierot; dzieci bywały też zostawiane samopas, kiedy ich rodzice całymi dniami pracowali. Edmund zakładał więc ochronki dla dzieci i gromadził dziewczęta do opieki nad nimi. Tak powstały służebniczki.


W 1868 r. założyły pierwszą ochronkę w naszym regionie, w Skrzyszowie koło Wodzisławia i Jastrzębia. Edmund odwiedził ją. Na początku XX wieku siostry trafiły do Panewnik, dzisiejszej dzielnicy Katowic. W 1923 r., po podziale Górnego Śląska między Polskę a Niemcy, została tu utworzona nowa prowincja sióstr służebniczek NMP.


Siostry zdążyły przed wojną zbudować w Panewnikach okazały dom prowincjalny. Wiązało się to z dużym wysiłkiem i wyrzeczeniami. – Starsze siostry wspominały, że w czasie budowy jadły chleb z dynią albo dynię z chlebem – mówi s. Nikola Grzegorzek.


Bo cię zastrzelę


W czasie II wojny światowej Niemcy odebrali służebniczkom większość tego gmachu na potrzeby swojego wojska. Pozwolili siostrom zachować tylko jedno skrzydło.


Jedną z wyjątkowych kobiet w habitach, które służyły ludziom w tamtych trudnych czasach, była s. Immaculata, pielęgniarka w szpitalu w Szarleju, dzisiejszej dzielnicy Piekar. Leżeli tam ranni niemieccy oficerowie. Immaculata ratowała nie tylko ich poranione ciała, ale także dusze. – Była bardzo gorliwa, była z niej taka przebojowa kobieta. Pomagała i przy tym nawracała tych Niemców, którzy nie wierzyli. Mówiła im, że Pan Bóg jest, że trzeba się modlić i spowiadać. Kiedyś, widząc, że jeden z rannych jest bardzo słaby, obcesowo mu powiedziała, że jak dzisiaj się nie zgłosi do spowiedzi, to ona przytarga księdza specjalnie do niego. I tak się wieczorem stało. Oficer wyspowiadał się i tej samej nocy zmarł – mówi s. Julitta Sikora.


W tym samym czasie w sanatorium na Kubalonce ozdrowieńcami z niemieckiego wojska opiekowała się s. Aniela. – Miała zupełnie inny charakter niż s. Immaculata, była delikatna, ale też zachęcała do nawrócenia. Jeden z niewierzących ozdrowieńców był jej namowami zmęczony. Ostro jej zapowiedział, że jak jeszcze raz przyjdzie w tej sprawie, to ją zastrzeli, bo ma ze sobą pistolet. Aniela nie wystraszyła się i znów przyszła... Nic nie odpowiedział, ale wieczorem poprosił dyżurną, świecką pielęgniarkę o przyprowadzenie księdza. Wyspowiadał się, a na drugi dzień zmarł – relacjonuje s. Julitta.


Ciężkim czasem dla służebniczek były też lata stalinowskie. W 1950 r. tym razem komunistyczne władze bezprawnie zamknęły część ich domu prowincjalnego. W 1954 r. jednego dnia w Panewnikach zjawiło się około 200 sióstr, które zostały na rozkaz komunistów jednocześnie wyrzucone z pracy w szpitalach. Zakonnice spały wtedy w ciasnocie na podłodze w tej części domu, która im pozostała. Modliły się gorąco o cud i odzyskanie całości gmachu. I wymodliły – w październiku 1956 r., kiedy od władzy w Polsce została odsunięta najgorsza, stalinowska ekipa, siostry odzyskały cały dom.


Przeszły przez trudne czasy także dzięki mądrości sióstr prowincjalnych Anieli i Gloriosy. Były ostrożne, ale i odważne w podejmowaniu decyzji – takich jak otwarcie placówek w Rzymie, w Kamerunie, w Kanadzie.


Marchewka od biednych


Śląskie służebniczki mówią też o szczególnej więzi, która łączy je z ich założycielem, bł. Edmundem Bojanowskim. Choć zmarł w 1871 r., są przekonane, że wciąż pomaga. Wspomniana wyżej s. Immaculata była jedną z osób, które po modlitwie do Edmunda spotkały tajemniczego mężczyznę, bardzo go przypominającego. Była młodą zakonnicą, kiedy wybrała się do klasztoru służebniczek w Kudowie-Zdroju. – Wysiadła na dworcu, ale nie wiedziała, którędy iść. Nie było komórek, żeby zadzwonić i zapytać... Trochę też się bała, bo był już późny wieczór, więc modliła się o pomoc do Edmunda. Na szczęście zjawił się jakiś miły pan, który powiedział: „Ja pomogę”. Zaprowadził ją, nawet poniósł jej walizkę. Przy wejściu s. Immaculata odwróciła się, żeby mu podziękować, ale już nikogo za nią nie było. Weszła do klasztoru i zobaczyła na ścianie… jego portret. Zdziwiona zapytała: „A kto to jest? On mnie tu zaprowadził”. A służebniczki z Kudowy na to: „To siostra nie wie? To jest nasz założyciel Edmund Bojanowski” – opowiada s. Julitta.


Wciąż doświadczają Bożej opatrzności, choćby przy wydawaniu biednym zupy. Od kilkunastu lat robią to w Panewnikach bez żadnych dotacji. Czasami był problem, z czego tę zupę ugotować. Wtedy zawsze nagle znajdywali się dobrodzieje. – To trwa do dzisiaj. Ktoś przywiezie z piekarni większą ilość chleba, ktoś kiełbasę, ktoś warzywa. Nawet sami ubodzy, jeśli mają ogródek, potrafią ze swojej biedy podzielić się tym, co mają: przynoszą na przykład woreczek marchewki – mówi s. Julitta.


Rozstanie z chłopakiem


Niektóre z dziewcząt wstąpiły do służebniczek zaraz po uzyskaniu pełnoletniości, inne po studiach – jak siostra Julitta Sikora, stomatolog po Śląskiej Akademii Medycznej. Już w zgromadzeniu skończyła specjalizację oraz studia z zakresu ekonomii. Jako siostra pracowała jako stomatolog, dyrektor i – przez 23 lata – wicedyrektor do spraw lecznictwa w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Woźnikach. – Mama pytała: „Po coś ty poszła na studia, jak chciałaś iść do zakonu?”. A ja na to: „No bo chciałam to i to” – śmieje się.


Przed wstąpieniem do zgromadzenia często miały chłopaków, chodziły na dyskoteki – ale tęskniły do czegoś innego.


Czarnooka brunetka Alina przyjechała do domu prowincjalnego służebniczek prosto z matury ustnej z angielskiego. Wkroczyła na furtę w zielonym stroju i wysokich szpilkach „dwunastkach”. – Siostra zapytała, po co przyjechałam. Odpowiedziałam: „Zapisać się do klasztoru”, a ona: „Na pewno?” – śmieje się dzisiaj. Nosi imię zakonne Kamiliana.


Pochodzi z Palowic. W czasach gimnazjalnych oddaliła się od Pana Boga, ale wróciła do żywej wiary po misjach świętych w parafii. – Chciałam iść na pielęgniarstwo i jako studentka tylko mieszkać u sióstr na czwartym piętrze domu prowincjalnego, bo była taka możliwość. Ujęła mnie jednak już sama nazwa „służebniczki”, to, że siostry chcą być dla kogoś, a nie tylko dla siebie. Ja też chciałam służyć, być dla drugiego. Ale bardzo trudno było mi wybrać. Do samego końca miałam chłopaka. Rozstaliśmy się w kwietniu, a już w maju się zapisałam – wspomina. Dzisiaj udziela się w duszpasterstwie młodzieży.


Siostra Nikola, też rodem z Palowic, zapisała się do służebniczek zaraz po maturze. Miała zgłosić się do klasztoru za miesiąc. Wykorzystała ten czas w ten sposób, że zaczęła… chodzić na dyskoteki. – Chciałam wiedzieć, co zostawiam, żeby mi się tego potem nie zachciało – śmieje się. – Po dyskotekach odprowadzał mnie do domu kolega ze szkoły, a babcia patrzyła z okna. Po miesiącu dała mi w prezencie piękny materiał z pewexu na sukienkę ślubną… – wspomina.


Nikolę prowadziło w życiu zdanie z Psalmu 37: „Powierz Panu swą drogę. Zaufaj Mu. On sam będzie działał”. Pod jego wpływem zaczęła się modlić nie o męża i dzieci, jak wcześniej, ale o rozeznanie swojego powołania. Wybierając klasztor, myślała, że rezygnuje ze swojego drugiego, wielkiego marzenia, jakim była praca z dziećmi. Okazało się, że u służebniczek to drugie marzenie też może realizować. Już w zgromadzeniu skończyła studia katechetyczne i pedagogiczne. Pracowała z dziećmi i młodzieżą w Polsce oraz przez 12 lat na Białorusi.


Pogięło cię?


Bliscy wielu sióstr nie byli zachwyceni, słysząc, że córka idzie do zakonu. Kiedy s. Nikola powiedziała rodzicom, że wstępuje do służebniczek, zapadła cisza. – W końcu mama powiedziała do taty: „Córka ci zwariowała, a ty milczysz?!”. Wcześniej bałam się, że to tata będzie przeciwny. Był taksówkarzem. Ze stoickim spokojem odpowiedział: „Po pierwsze: skończyła osiemnaście, jest pełnoletnia, może decydować. Po drugie: zdała maturę, to chyba jest normalna i myśli logicznie. A po trzecie: wiesz, ja tak czasami wożę taksówką jakieś siostry i księży, to nie jest żadna banda. Niech idzie” – śmieje się.


Siostra Nikola wspomina, że rodzice dopiero z czasem w pełni pogodzili się z jej wyborem. Najpierw musieli zobaczyć, że u służebniczek panuje prawdziwie domowa atmosfera, a ich córka jest autentycznie szczęśliwa. – Pan Bóg się o nich zatroszczył też w taki sposób, że po dwóch latach urodził się jeszcze mój trzeci brat! Tata powiedział: „Widzisz? Ciebie wziął, a dał nam jeszcze kogoś innego”. Rodzice zobaczyli, że Pan Bóg ich wynagrodził za oddanie córki – mówi.


Siostra Rafała Duraj rodem z Suszca od przeszło dekady pracuje w Kanadzie. Kiedy po maturze powiedziała rodzicom, że idzie do klasztoru, tata się zgodził, ale mama w pierwszej reakcji rzuciła: „Ciebie chyba pogięło…”. – Moja mama później mi powiedziała, że w tamtej chwili nie mogła zrozumieć, że ktoś może być szczęśliwy poza małżeństwem, chcieć inaczej przeżyć życie, niż mając przy sobie mężczyznę, rodzinę. Ona sama właśnie tak doświadczyła szczęścia. Dopiero później, odwiedzając mnie, mama i tata odkryli, że siostry są szczęśliwe. Teraz rodzice cieszą się ze mną – mówi.


Siostry dużo modlą się razem i indywidualnie. Często też razem się śmieją. – Najważniejsze, że człowiek czuje się na swoim miejscu – podkreśla s. Julitta – choć nie zawsze jest słodko i radośnie.


Trwa rok jubileuszowy. Ojciec Święty Franciszek udzielił przywileju odpustu zupełnego odwiedzającym kaplice w każdym domu sióstr służebniczek w prowincji katowickiej. Odpust za siebie lub dusze w czyśćcu można tam zyskiwać codziennie, spełniając zwykłe warunki.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.