O świcie, kiedy jeszcze upał nie dawał się tak we znaki, w drogę do sanktuarium w Piekarach ruszyły panie z Kochłowic. Do pokonania miały około 18 kilometrów.
– Dziękuję wam za waszą wiarę, obecność i za ten Kościół, który macie w sercu i na sercu – powiedział do zebranych abp Adrian Galbas.
Roman Koszowski /Foto Gość
Do ich grupy dołączył abp Adrian Galbas, metropolita katowicki. – Spytałem jedną z pań, który raz idzie. „Od zawsze chodzę”, odpowiedziała. Mała dziewczynka powiedziała mi, że to jej dziesiąty raz. Spytałem, ile ma lat. „Dziesięć”. To jest właśnie pielgrzymowanie – dzielił się później z obecnymi w Piekarach swoim doświadczeniem drogi abp A. Galbas.
W tym roku do sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej dotarły rzesze pątniczek z całej archidiecezji. Z grupą z bazyliki św. Antoniego w Rybniku przyjechały dwie Barbary i Małgorzata. – Ja kiedyś nie pielgrzymowałam, ale jak to się mówi: „Jak trwoga, to do Boga”. Moja sytuacja w życiu sprawiła, że dołączyłam do pątników. Teraz jestem temu wierna: jak tylko mogę, to jadę. Mąż przyjeżdża w maju. On też rozpoczął pielgrzymki w trudnym momencie swojego życia. Byliśmy wtedy w Częstochowie – mówiła Małgorzata. – Słowa, które tu dziś padły, umocniły mnie duchowo. Zdałam sobie sprawę z tego, po co jestem na tej ziemi. Słowa biskupów sprowokowały mnie do szybkiego rachunku sumienia z całego życia. Każdy zmaga się z problemami, trudnościami, ale tu dostałam drogowskaz, gdzie szukać umocnienia, schronienia. Kościół jest tą siłą, daje nam skrzydła, miłość. Bez miłości nic nam nie wyjdzie – dodała.
– Ja jestem rok w rok, to nasza tradycja rodzinna. Wcześniej pielgrzymował tu mój tata. Ktoś musiał to kontynuować. Dzisiaj zrozumiałam, jak ważne jest wzorowanie się na Maryi – podsumowała krótko Barbara.
– Jestem piąty albo szósty raz, nie liczyłam. Przychodzę do Matki, bo trzeba się wzmacniać. Wszystkim polecam! Nieważne, jaka jest pogoda, zawsze są duchowe owoce – powiedziała Barbara i pokazała plecak spakowany na każdą okoliczność: ma pelerynę przeciwdeszczową, kapelusz na słońce, koc, jedzenie, termos. – Ujęły mnie słowa, że nie tylko my maluczcy przeżywamy różne trudności, że wszyscy musimy się nawracać, wracać do Matki – zdradziła.
Pieroński stres
Były także panie, które do Piekar wybrały się po raz pierwszy. Barbara Błach przyjechała na piekarską pielgrzymkę z Pszczyny. Towarzyszył jej mąż. – Co roku przychodziły zaproszenia od metropolity, ale wakacyjny czas sprawiał, że zawsze coś się działo, czas urlopu. Gdzieś tam te Piekary mi umykały. Cały czas była jednak taka wola, mała iskra: „A może by się wybrać?”. W tym roku oprócz tego ogólnego zaproszenia ks. Roman Chromy zapytał: „A może wartałoby jechać?”. Pomyślałam: „Może w końcu się uda”. I jestem – cieszyła się. – Jest to zupełnie inna pielgrzymka niż to doświadczenie, które miałam jako młoda dziewczyna, idąc pieszo do Częstochowy. Czuję już atmosferę modlitwy. Maryja od zawsze była mi bliska. W dzieciństwie byłam w Dzieciach Maryi, więc Ona zawsze miała szczególne miejsce w moim sercu. Matkę Piekarską teraz odkrywam – przyznała.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.