Kiedy trumna była spuszczana do grobu, proboszcza żegnał dźwięk strażackiej syreny, niosący się nad całym Jastrzębiem- -Bziem. Wielu parafian płakało – nie tylko starsi, ale także młodzi.
Ks. Janusza Rudzkiego odprowadził na cmentarz abp Adrian.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość
Ksiądz Janusz Rudzki zmarł 5 lipca. Miał 62 lata. W Jastrzębiu-Zdroju-Bziu dokończył budowę kościoła, wzniósł probostwo i zadbał, żeby ich otoczenie było piękne, pełne kwiatów i krzewów.
Arcybiskup Adrian Galbas, który 8 lipca przewodniczył liturgii pogrzebowej, wspominał, jak niedawno był w Bziu na bierzmowaniu. Ks. Janusz był już wtedy słaby. – Ledwie dokuśtykał na koniec i powiedział kilka słów pozdrowienia dla tych młodych ludzi. I wszyscy wtedy w kościele wstali i bili brawo, z wielką miłością i serdecznością wobec swojego pasterza – powiedział.
Mówił też o tym, jak odwiedził ks. Janusza w hospicjum kilkanaście dni przed śmiercią. – On doskonale wiedział, że nie zachorował na grypę – zauważył. – Powiedział, że bardzo się martwi, czy ci, którym poświęcił życie, ludzie, a potem rośliny, o które tak dbał wokół kościoła, przyniosą dobry owoc. „Nie wybuduję już lauby, a chciałbym, żeby się ludzie mogli tu spotykać, ale mam nadzieję, że będę się z nimi spotykał Stamtąd”. O tym właśnie rozmawialiśmy: o życiu, które będzie miało inną postać – relacjonował arcybiskup. Lauba – to po śląsku altana.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.