Z początku misjonarz z Kochłowic nie mówił jeszcze sprawnie w zambijskim języku nyanja. Poprosił katechistę, żeby tłumaczył kazanie. Bardzo się zdziwił, słysząc, co z tego tłumaczenia wyszło.
◄ Ks. Michał Matysik z parafiankami przed starą, krytą strzechą kaplicą w Lubalashi. W białej bluzce – królowa; zgodnie z tradycją klęka przed nią w czasie odwiedzin nawet prezydent Zambii.
Archiwum ks. Michała Matysika
Ewangelia opowiadała o cudzie na weselu w Kanie. Ks. Michał Matysik mówił w homilii o tym, że nowożeńcom brakło wina. „Dzięki temu jednak, że zaprosili Pana Jezusa, wszystkiego było pod dostatkiem. I wy tak róbcie. Kiedykolwiek czegoś wam brakuje, proście Pana Jezusa” – powiedział.
– I teraz słucham, jak katechista to tłumaczy: „Jak zaprosili Pana Jezusa, to niczego im nie brakło. Jak coś wam braknie, idźcie do księdza, on wam da” – śmieje się ks. Matysik. – Niektórzy w kościele się śmiali, ja też miałem problem, żeby skończyć tę homilię... Od tego czasu przestałem bazować na tłumaczach, bo oni czasem mówią kazanie po swojemu – mówi.
Lubię ryzyko
Ksiądz Michał Matysik pochodzi z Rudy Śląskiej-Kochłowic, ma 47 lat. W młodości grał w piłkę nożną w klubie Urania Ruda Śląska. Był środkowym pomocnikiem i napastnikiem. Dzisiaj pasja piłkarska wciąż mu się przydaje: ksiądz, który dobrze gra w nogę, często ma wielu ministrantów, także w Afryce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.