Chartem do gry

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 20/2023

publikacja 18.05.2023 00:00

Wysokie papieskie odznaczenie „Pro Ecclesia et Pontifice” otrzymał 84-letni Jacek Musioł z Rybnika- -Zebrzydowic. Od prawie 63 lat gra na organach w parafii Jejkowice.

	Mistrz zagrał dla nas z pamięci pieśń z opery „Nabucco” na domowej fisharmonii. Mistrz zagrał dla nas z pamięci pieśń z opery „Nabucco” na domowej fisharmonii.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Jeszcze w grudniu 2022 r., pomimo ukończonych 84 lat, codziennie rano grał na Roratach. Aby dojść do organów w kościele Matki Bożej Szkaplerznej i św. Piusa X w Jejkowicach, trzeba pokonać 29 schodów. – Kiedyś, jak po nocce na kopalni śpieszyłem się na poranną Mszę, biegłem tam po trzy stopnie naraz. Ostatnio, w grudniu, wchodziłem tam już na czworakach – śmieje się. W tych słowach jest cały pan Jacek: ogromnie obowiązkowy, a przy tym podchodzący do życia z uśmiechem.

Gra z gipsem

Jacek Musioł rozbudził pasję do gry na organach u wielu młodych następców, chociaż jest muzykiem samoukiem. Za młodu spędził tylko pół roku w szkole muzycznej. W domu była jednak fisharmonia, na której sam nauczył się świetnie grać. Był tak dobry, że gdy w 1960 r. w kościele zostały zbudowane organy, ks. proboszcz Karol Orliński nie chciał ich powierzyć nikomu innemu.

– Powiedział: „Pamiętaj: najpierw jesteś u mnie organistą, a roboty sobie szukaj takiej, żebyś pogodził jedno z drugim” – wspomina Jacek Musioł.

Miał wtedy niespełna 22 lata, ukończone liceum im. Powstańców Śląskich w Rybniku i odrobione wojsko przez pracę na kopalni. Kiedy został organistą, zatrudnił się w biurze jako zaopatrzeniowiec, a później w zbudowanej właśnie Elektrowni Rybnik. W tym ostatnim zakładzie był krótko, bo godzin pracy nie dało się pogodzić z graniem.

Do akcji wkroczył wtedy kolejny proboszcz ks. Franciszek Konieczny. Nie chciał tracić organisty, dla którego muzyka jest wielką pasją. Zapytał innego parafianina, nadsztygara, czy w jego zakładzie nie znalazłaby się praca w takich godzinach, żeby pan Jacek mógł w pełni wrócić do gry w kościele. Nadsztygar załatwił więc organiście pracę na nocnej zmianie w kopalni Rymer.

Jacek Musioł pracował tam aż do emerytury w oddziale szybowym. Po spuszczeniu ludzi na dół wchodził z kolegami do szybu, żeby dokonywać tam remontów. O 5.30 wypuszczał z szoli górników, a potem gnał na motorowerze Chart przez 6 kilometrów z Niedobczyc do swojego kościoła, stojącego na granicy Jejkowic i Zebrzydowic. – Za ks. Koniecznego poranna Msza była już o 6.15. Kilka razy się zdarzyło, że biegłem do organów cały czorny, bo po pracy nie zdążyłem się umyć… – mówi.

Raz o poranku nie dotarł ani do kościoła, ani do domu. Później na jego charcie przyjechał obcy mężczyzna. Przekazał przestraszonym bliskim, że w szybie ciężka rura spadła Jackowi na nogę. – Jak wróciłem do domu, przyjeżdżał po mnie ksiądz wikary Stefan Gruszka i zawoził autem do kościoła. Grałem tam z prawą nogą w gipsie, bo do basowania używam i tak lewej nogi – wyjaśnia.

Budzenie po kazaniu

Kiedy siadał przy organach po nocce, nieraz walczył z sennością. – Zdarzało się, że mi głowa „kipnyła”… Jak ksiądz proboszcz miał przydługawe kazanie, to ktoś, kto siedział w ławce obok, musiał mnie budzić – śmieje się.

Wspomina też ulubiony komentarz ks. Koniecznego na temat jego nocnej pracy na kopalni. Z udaną zazdrością mówił swojemu organiście: „W nocy nie musi pan spać, a w dzień nie musi pan pracować”. Ks. Franciszek Konieczny, proboszcz w Jejkowicach w latach 1972–92, był rocznikowym kolegą Jana Pawła II.

W 1964 r. Jacek ożenił się z Krystyną, uroczą szatynką z Michałkowic. Urodziły się im córki Justyna, Teresa i Agnieszka. Rytm ich życia był podporządkowany grze w kościele. Z tej racji często trzeba było rezygnować z zaproszenia na jakąś imprezę lub się na nią spóźnić. Na odprawiane w niedziele urodziny u bliskich w Michałkowicach Krystyna jeździła z dziećmi pociągiem. Jacek dopiero po zagraniu na nieszporach wskakiwał na swój motocykl MZ i z opóźnieniem dołączał do rodziny.

Bliscy podkreślają, że papieski medal jest właściwie dla nich obojga, bo Krystyna była wspaniałym wsparciem dla męża w jego pracy dla parafii. – Mama poznała tatę, kiedy już był organistą. To całe „organistowanie” to jest ich wspólne życie – podkreśla zięć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.