Katowice-Szopienice. Wybuch gazu w kamienicy mieszczącej probostwo parafii ewangelickiej

PAP

publikacja 27.01.2023 16:17

- Odnaleziono ciało drugiej z osób poszukiwanych po wybuchu w kamienicy w Katowicach - poinformował wojewoda śląski Jarosław Wieczorek. Jak zaznaczył, pod gruzami prawdopodobnie już nikogo nie ma, ale nadal trwają działania ratunkowo-poszukiwawcze.

Katowice-Szopienice. Wybuch gazu w kamienicy mieszczącej probostwo parafii ewangelickiej Miejsce wybuchu. PAP/Michał Meissner

  • Do wybuchu w należącym do parafii ewangelicko-augsburskiej w katowickiej dzielnicy Szopienice doszło w piątek rano, około 8:30.
  • W wyniku eksplozji zawaliła się całkowicie połowa budynku.
  • W budynku, w którym mieszkali wraz z rodzinami proboszcz i wikary przebywało w tym czasie 9 osób.
  • 7 poszkodowanych udało się ewakuować stosunkowo szybko - pięcioro z nich potrzebowało pomocy medycznej w szpitalach, wśród nich dwoje dzieci.
  • Od rana trwa akcja ratowniczo-poszukiwawcza - w gruzowisku znaleziono najpierw ciało jednej, a potem drugiej ofiary śmiertelnej.
  • Siła wybuchu była tak wielka, że w okolicznych budynkach w  wyniku podmuchu wyleciały szyby. Do użytku w tej chwili nie nadają się dwie znajdujące się po drugiej stronie ulicy szkoły. Na szczęście w chwili wybuchu nie było w nich dzieci, gdyż w województwie śląskim trwają ferie.

"Dwie kobiety, które poniosły śmierć to matka i córka. Starsza z nich urodziła się w 1954 roku, a młodsza w 1982. To są wyłącznie nasze ustalenia, ciała zostały zabezpieczone do dyspozycji Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Dopiero później zostaną przeprowadzone ich oględziny i czynności identyfikacyjne" - zaznaczył w rozmowie z PAP podkomisarz Łukasz Kloc z Komedy Miejskiej Policji w Katowicach.

Odnosząc się do pojawiających się informacji, że ofiarami tragedii mogły być goszczące w parafii osoby z Ukrainy, policjant powiedział, że obie zmarłe w wyniku wybuchu kobiety to Polki, które na stałe mieszkały w budynku parafialnym. Według wciąż niepotwierdzonych informacji, obywatelka Ukrainy była jedną z osób lekko poszkodowanych – została zaopatrzona na miejscu przez służby medyczne, nie było konieczności jej hospitalizacji.

Proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach-Szopienicach, na której terenie doszło w piątek do wybuchu, ks. Adam Malina był poza budynkiem, a rodzina wikariusza ks. Piotra Ucińskiego jest w szpitalu. Rodziny ukraińskie, które mieszkały w budynku, nie ucierpiały - poinformował w komunikacie Kościół ewangelicko-augsburski w RP.

W szpitalach są obecnie cztery osoby: to mężczyzna przebywający w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, dwie dziewczynki w wieku 3 i 5 lat leczone w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, a także ich mama.

"Życie dziewczynek nie jest zagrożone, oddychają samodzielnie, są przytomne. Mają obrażenia kończyn, głowy i lekkie poparzenia. Natomiast uwzględniając cały charakter tego tragicznego zdarzenia, możemy mówić, że dzieci miały sporo szczęścia" - powiedział rzecznik szpitala pediatrycznego. Pacjent leczony w "oparzeniówce" jest przytomny, po wstępnym zaopatrzeniu trafiła na oddział chirurgii ogólnej.

"Około godziny 12.30 strażacy odnaleźli w gruzowisku ciało jednej z osób. Następnie lekarz stwierdził zgon. Możemy w tym miejscu wyrazić kondolencje i współczucie wszystkim najbliższym" - powiedział dziennikarzom wojewoda śląski. Później odnaleziono ciało drugiej ofiary.

Jak przekazał na piątkowym briefingu zastępca komendanta głównego PSP nadbryg. Arkadiusz Przybyła, w kamienicy było zameldowanych siedem osób. "Od wikariusza wiemy, że były dwie dodatkowe osoby, stąd dziewięć osób - siedem zostało ewakuowanych" - przekazał Przybyła.

Do wybuchu w budynku przy ul. bp. Herberta Bednorza w Katowicach-Szopienicach doszło w piątek ok. 8.30.

Jak opisywał zastępca śląskiego komendanta wojewódzkiego PSP st. bryg. Mirosław Synowiec, w wyniku eksplozji zawaliły się ścian frontowa i ściany boczne budynku, kamienica jest w połowie zawalona.

Dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach Łukasz Pach poinformował, że po wybuchu pomocy medycznej udzielono i przewieziono do szpitali pięć osób, w tym dwoje dzieci w wieku trzech i czterech lat. Dwie inne osoby nie wymagały pomocy medycznej. "Jeśli chodzi o obrażenia, to są to poparzenia, otarcia, a także urazy kończyn górnych i dolnych. Wiem, że dzieci zostały zabezpieczone, w szynach przewiezione na szpitalny oddział ratunkowy w Katowicach-Ligocie" - powiedział dyrektor.

Podkomisarz Łukasz Kloc z katowickiej policji powiedział, że trwa ustalanie przyczyn wybuchu. Na razie nie ma stuprocentowego potwierdzenia, że doszło do wybuchu gazu, natomiast wiadomo, że budynek był ogrzewany tym właśnie paliwem. Na miejsce został wysłany przewodnik z psem, wyspecjalizowanym w poszukiwaniu materiałów wybuchowych. "Na obecną chwilę nie jest on używany, natomiast takie zaplecze też posiadamy" - wskazał policjant. Na czas akcji ratowniczej ul. Bednorza jest wyłączona z ruchu od ronda przy ul. Lwowskiej do ul. Roździeńskiej.

Służbom biorącym udział w akcji dziękował prezydent Katowic Marcin Krupa, który również przyjechał na miejsce. "Myślę że, dzięki temu udało się uratować siedem osób, które zostały wyprowadzone z budynku" - powiedział Krupa.

Siła wybuchu była tak duża, że w pobliskich budynkach powypadały szyby, a nawet całe okna. Według dotychczasowych informacji konstrukcja sąsiednich budynków nie została jednak naruszona, dlatego nie było potrzeby ewakuacji mieszkańców. W pobliżu miejsca wybuchu są dwie szkoły. Obecnie nie ma w nich zajęć, ponieważ w woj. śląskim trwają ferie. Personelowi przebywającemu w tych szkołach nic się nie stało, budynki te nie nadają się do użytkowania do czasu wymiany okien - wskazał prezydent.

"Będziemy wskazywali zastępcze miejsca bądź też, jeżeli chodzi o zespół szkół spożywczych, może być wprowadzona zdalna nauka” - powiedział prezydent Krupa.

Świadkiem wybuchu był pan Daniel, który pracował obok, na budowie. Kiedy usłyszał wybuch - ruszył z pomocą - wyprowadził z gruzowiska kilkoro poszkodowanych. "Usłyszeliśmy wybuch zza rogu z kolegą i zobaczyliśmy kupę kurzu. Na początku nie było widać, co to jest - czy to jest budynek, czy samochód. Po chwili zobaczyłem, że nie ma budynku, mnóstwo gruzu dookoła" - opowiadał dziennikarzom.

Po chwili ze środka wyszedł zakrwawiony mężczyzna z dzieckiem, lekko rannym. "Pytałem, ile osób jest w budynku, ten pan odpowiedział, że około trzech. Nie myśląc, wszedłem do budynku, zobaczyłem, że kobieta gdzieś tam jest w tym kurzu. Wszedłem na górę, była w samych klapeczkach, więc bałem się, że może sobie zrobić krzywdę, pomogłem jej wyjść. Następnie wyszło dziecko, całe poobijane. Kobieta powiedziała, że w środku jest jeszcze mężczyzna przysypany gruzem, więc nie myśląc pobiegłem do niego" - opisywał.

Mężczyzna był przysypany gruzem od pasa w dół, pan Daniel próbował go wydobyć z gruzowiska. Po chwili przyłączyli się ratownicy, którzy próbowali się także dostać do sąsiednich pomieszczeń. Wtedy opuścił gruzowisko.