– Każdy biskup przeszedł przez moje ręce – uśmiecha się Antoni Witek. Właściwie bardziej precyzyjnie mówiąc to przez jego ręce i… fotel.
Obecnie pan Antoni jest kierowcą bp. Marka Szkudły.
Marta Sudnik-Paluch /Foto Gość
W kurii pracuje już 45 lat. Antoni Witek kierowcą w katowickiej Kurii Metropolitalnej został dzięki budowie nowego kościoła w Rudzie Śląskiej Halembie. Trzeba było przywieźć materiały, on miał akurat wolne, więc zgodził się zostać drugim kierowcą. – Wtedy na stałe jeździł brat biskupa Juliusza Bieńka – Feliks. I to on mnie zauważył. Wiedział, że mam prawo jazdy na samochody ciężarowe – wspomina pan Antoni. I tak trafił na rozmowę do ks. Rudolfa Broma. – Musiałem oprócz uprawnień pokazać opinie od dwóch farorzy. Wystawili mi je ks. Alojzy Brzezina i ks. Józef Garus. Zostałem zatrudniony, kiedy trafiłem do kurii był ze mnie młody synek: miałem 23 lata – uśmiecha się.
Częściej w kurii
Dzięki pracy w kurii pan Antoni poznał swoją przyszłą żonę. – Ona pracowała tam już dwa lata w kuchni, kiedy ja przyszedłem. Feliks, wprowadzając mnie w nowe obowiązki, powiedział, że jak będę miał chwilę przerwy to mogę iść do kuchni: „Tam jest pani Marysia i jak będziesz miły to zrobi ci herbatę, a może i nawet da ci coś zjeść” – wspomina kierowca. – Był taki czas, że częściej się widzieliśmy w kurii niż w domu – uśmiecha się.
Dostępne jest 33% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.