Abp Galbas: Ta Środa Popielcowa jest szczególnie przejmująca

ks. Rafał Skitek, xtom

publikacja 02.03.2022 21:03

Arcybiskup koadiutor archidiecezji katowickiej rozpoczął Wielki Post Mszą św. w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Uzdrowienia Chorych na os. Tysiąclecia w Katowicach.

Abp Galbas: Ta Środa Popielcowa jest szczególnie przejmująca Środa Popielcowa w parafii na Dolnym Tysiącleciu w Katowicach. ks. Piotr Lewandowski

W  homilii stwierdził, że wskutek wojny pokutny dzień, jakim jest Środa Popielcowa, w tym roku jest bardziej przejmujący. - Dotychczas o wojnie słyszeliśmy. Działa się w gdzieś w Syrii, w Libanie, w Etiopii, w Wenezueli, w Iraku. Działa się "gdzieś". Dziś dzieje się kawałek stąd. Już nie tylko o niej słyszymy, ale już ją słyszymy. Boimy się, że może nawet za chwilę zobaczymy ją nie tylko za ekranami naszych smartfonów, ale z naszych okien - mówił.

Przywołał pokutny gest posypania głów popiołem i wypowiadane przez kapłana słowa: "Prochem jesteś i w proch się obrócisz" oraz: "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię". - Pierwsze zdanie mówi o czymś, co jest niezależne od nas - zaznaczył. - Jesteśmy śmiertelni. Przemijamy. Dziś grudka popiołu na czoło, jutro grudka ziemi na trumnę i to samo zdanie: "Prochem jesteś i w proch się obrócisz" - kontynuował abp Galbas. Dodał, że dopiero drugie wypowiadane dziś zdanie - "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" - nakierowuje człowieka na Boga i niesie nadzieję. - Bolesna konfrontacja z tym, co przemija, nie musi nas doprowadzić do rozpaczy, przeciwnie - może być drogą do nadziei, może pomóc nam otworzyć się na to, co nie przemija, a raczej na Tego, który nie przemija - wyjaśniał.

Arcybiskup Galbas przestrzegał przed pokusą nieszczerej, wręcz szyderczej modlitwy o pokój. - Tak byłoby wówczas, gdybyśmy jednocześnie byli ludźmi niepokoju lub nawet wojny. Usta pacyfistyczne, a serce wojenne! - mówił. - Bo czy mogę spokojnie prosić Pana o pokój w Ukrainie, uczestniczyć w pokojowych protestach (co skądinąd jest jak najbardziej słuszne!), a potem wrócić do domu i zrobić wojnę najbliższym?! Sterroryzować ich swoim gniewem, napaść na nich z furią... Zrobić wielką wojnę o małe sprawy? - pytał retorycznie.

Stwierdził, że "każda wielka wojna idzie z tej małej: wojny na słowa, na gesty, na brak słów i na brak gestów". - Tak samo wielki pokój - ten światowy, domowy, ten nasz, bierze się z tego małego pokoju, wewnętrznego, z pokoju uspokojonego serca, które jest poukładane, które jest jednoznaczne, ukierunkowane, a nie rozszarpywane coraz to nowymi impulsami, chimerami, wpływami i nastrojami. Takie to ważne, byśmy modląc się dziś o pokój, nie byli hipokrytami - powiedział.

Ciąg dalszy na następnej stronie:

Zachęcił do wkroczenia na drogę postu, prawdziwej pokuty i pojednania. - Przejmująco brzmi wezwanie św. Pawła: "W imię Chrystusa pojednajcie się z Bogiem", czyli nawróćcie się - mówił. - I przejmująco brzmi wezwanie proroka Joela, byśmy to zrobili naprawdę szczerze i głęboko: rozdzierali nie tylko nasze szaty, nie tylko to, co zewnętrzne, ale rozdarli serca - dodał po chwili.

Wskazał, że jedną z błogosławionych dróg prowadzących do nawrócenia jest "dość ośmieszony w tych czasach" post. - W piątek nie jemy szynki, tylko pyszne sery i bar sałatkowy. Przecież to nie jest żaden post, tylko zmiana menu. Zakpiliśmy z postu, jak zresztą z wielu innych fundamentów naszej wiary, zrobiliśmy z niego jakąś smutną karykaturę i - co najgorsze - przestało nam to przeszkadzać - zaznaczył abp Galbas. Stwierdził, że "post ma sens". - Ograniczenie lub nawet chwilowa rezygnacja z czegoś, co jest dobre i co służy naszemu życiu, pomaga nam w walce z grzechem, pomaga wejść w głębszą zażyłość z Bogiem - mówił.

Przekonywał, że "post jest wyśmienitym sprzymierzeńcem pokory, a zagorzałym wrogiem pychy". - Pycha koncentruje nas na sobie, post uczy nas nad sobą panować, uśmierzając nasze zachcianki. Zachęcam więc albo do podjęcia realnego postu, albo do niepodejmowania go w ogóle. Takie duchowe ciuciubabki są upokarzające - powiedział.

Zaproponował konkretne formy postu. - Może to być post podniebienia, gdy jemy mniej, albo post oczu, gdy jest np. mniej internetu albo mniej telewizora, albo post języka, gdy jest mniej rozmów o niczym, a więcej tych o czymś. Słowem - trochę się odtruć, odłożyć głupoty i ograniczyć rzeczy dobre, sensowne, ale może niekonieczne. Jeśli się okaże, że nie możemy tego zrobić przez 40 dni, to znak, że być może nasza wola bardzo osłabła, a nasze przywiązania są bardzo rozpanoszone - stwierdził.

Zaapelował, żeby był to "rzeczywiście Wielki Post, a nie tylko długi post, jakiś, a nie jako taki, czy byle jaki". - Bądźmy wielkopostnymi chrześcijanami, a nie wielkopostnymi ciamajdami. A wtedy, gdy w Noc Paschalną usłyszymy hymn o mocy Boga, która "oddala zbrodnie, z przewin obmywa, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym", to zrozumiemy i odczujemy, że to nie jest jakaś kościelna przyśpiewka, ale że to jest o nas - zakończył.