Kiedy wikary z Rybnika zobaczył, że raczej nie ucieknie, wstrzymał konia i wrzucił bursę z konsekrowaną Hostią do dziupli drzewa. Przez tę chwilę zwłoki galopujący za nim napastnicy znacznie się zbliżyli. Dopadli księdza Walentego w lesie 2 kilometry dalej i zamordowali.
▼ Kościół Bożego Ciała w Jankowicach Rybnickich.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość
Do tych dramatycznych wydarzeń miało dojść w Jankowicach Rybnickich. Leżą one na południe od Rybnika i przed laty należały do tamtejszej parafii.
Miejscem, w którym ksiądz Walenty zginął, jest tak zwana Studzienka, urocza kotlinka w lesie. Natomiast na miejscu dębu, w którym duchowny ukrył bursę z Najświętszym Sakramentem, żeby uchronić Jezusa przed sprofanowaniem, stoi od XVII wieku piękny, drewniany kościółek. Nosi on wezwanie Bożego Ciała i jest dzisiaj sanktuarium.
Napad na księdza
Mieszkańcy ziemi rybnickiej opowiadają o zabójstwie księdza Walentego od kilkuset lat. Mówią, że jechał z Najświętszym Sakramentem do umierającej kobiety w Bijasowicach – nieistniejącej już dzisiaj osadzie między Jankowicami a Marklowicami. Po drodze miał zostać zabity.
Wiele lat po śmierci tego „kapelonka” ludzie zauważyli światło wydobywające się z dziupli dębu na jednym ze wzgórz w Jankowicach Rybnickich. Okazało się, że w środku była bursa z Najświętszym Sakramentem. Miejscowi skojarzyli to niezwykłe znalezisko z opowieściami o śmierci duchownego.
Pierwsza wzmianka w źródłach pisanych o śmierci rybnickiego księdza z rąk „zbójców” pochodzi dopiero z 1719 roku. Później ludowe opowieści na ten temat spisał też Karol Miarka. Jego zdaniem nie byli to zwykli rabusie, lecz husyci, którzy w 1433 roku dokonali najazdu na Rybnik, Żory i okolice. Katolicki ksiądz raczej nie mógł liczyć z ich strony na darowanie życia.
Wcześniejszego potwierdzenia na piśmie śmierci księdza Walentego z rąk husytów lub zbójów niestety dotąd nie odnaleziono. A skoro nie ma potwierdzenia w źródłach pisanych, a opowieść była przechowywana tylko w zawodnej ludzkiej pamięci, historycy muszą ją traktować jako legendę. Nie mają możliwości sprawdzenia jej autentyczności.
Z drugiej strony jednak warto pamiętać, że niektóre z dawnych ludowych opowieści przekazywały echa jakichś prawdziwych wydarzeń. Tak było choćby z wojną trojańską, która wydarzyła się naprawdę, i to aż pół tysiąca lat wcześniej, zanim jej zniekształconą historię opisał Homer w „Iliadzie”.
– Gdyby opowieść o zabitym w Jankowicach księdzu była przekazem wyłącznie legendarnym, bez potwierdzenia w prawdzie, to moim zdaniem temat umarłby w ciągu tych wszystkich lat – uważa Michał Konieczny, parafianin i historyk.
Pień pod ołtarzem
W miejscu, w którym rybnicki wikary ukrył Najświętszy Sakrament, stanęła kaplica, a w drugiej połowie XVII wieku – drewniany kościółek. Ufundował go hrabia Ferdynand von Oppersdorff. Badania dendrologiczne wykazały, że drzewa na budowę zostały ścięte na przełomie 1672 i 1673 roku.
Czytaj dalej na następnej stronie
A co z dębem, w którego dziupli przez wiele lat była schowana konsekrowana Hostia? W broszurze, wydanej przez jankowicką parafię w 1900 roku, można przeczytać interesujące zdanie: „Po dziś dzień jeszcze przez otwór w ołtarzu umieszczony oglądać można dość dobrze zachowany pień tego dębu”.
Michał Konieczny zwraca uwagę na to, że w tym drewnianym wiejskim kościółku, który długo był tylko kościołem filialnym, powstała okazała, murowana mensa ołtarzowa. Może właśnie po to, żeby obudować pień, w którym latami, jak w tabernakulum, mieszkał Jezus?
W czasie przygotowania tego artykułu dziennikarz „Gościa” też otworzył boczne drzwiczki w ołtarzu w Jankowicach i zajrzał pod spód. Niestety, teraz nic już tam w dole nie widać, poza gruzem. – Czas i wilgoć zrobiły swoje – komentuje proboszcz ks. Tadeusz Stachoń.
Wielu ludzi kochających to sanktuarium jest przekonanych, że w Jankowicach przed wiekami miał miejsce cud eucharystyczny, taki jak w Lanciano czy w Sokółce. – Potwierdzeniem, że to naprawdę się wydarzyło, jest też powstanie Bractwa Najświętszego Sakramentu. Hrabia von Oppersdorf bardzo szybko uzyskał w Rzymie zgodę na jego utworzenie – zwraca uwagę ks. Stachoń.
To bractwo w 1675 r. zatwierdził bullą sam papież Klemens X. W księdze jankowickiego towarzystwa, przechowywanej dzisiaj w Archiwum Archidiecezjalnym w Katowicach, widnieją nazwiska członków z ogromnego obszaru od Krakowa po Ołomuniec.
Pustelnik i wilczki
Pod koniec XIX wieku umierający proboszcz z Rybnika, ks. Edward Bolik, postanowił wybudować kaplicę przy źródle księdza Walentego w Jankowicach. Kiedy wyzdrowiał, dotrzymał swojego postanowienia. W 1895 r. została tu poświęcona grota, w której fundamencie umieszczono skały przywiezione z Lourdes. Powstała też studzienka, z której pielgrzymi mogli czerpać wodę.
Czytaj dalej na następnej stronie
Z czasem została tutaj też wzniesiona kaplica, a grotę rozbudowano. Gdy dzisiaj wąską ścieżką po kamieniach wdrapiemy się na jej tył, natkniemy się tam na niewielkie pomieszczenie.
– W latach powojennych mieszkał tu pustelnik Izydor Mirek. Miał nawet piecyk. Ten pustelnik ufundował dzwon do kościoła w Jankowicach – mówi Michał Konieczny.
Przed laty w maju na pielgrzymki do Studzienki przychodzili ludzie z ziemi rybnickiej, a Mszy św. przewodniczyli biskupi. Teraz te pielgrzymki odbywają się w niedzielę po Bożym Ciele. W tym roku jednak tradycji nie stanie się zadość z powodu pandemii.
Dzisiaj Studzienka w Jankowicach wygląda inaczej niż przed laty. Z powodu szkód górniczych ze studni znikła woda, a teren się obniżył. Miejsce to nadal jednak jest pełne uroku. Można tu spotkać ludzi, którzy przyjeżdżają się pomodlić. Swoje zbiórki mają tu wilczki z ziemi rybnickiej – u Skautów Europy, czyli w harcerstwie katolickim, to odpowiednik zuchów.
Od 25 lat mieszkańcy okolicy spotykają się 15 sierpnia w Studzience na Mszy św., festynie i Biegu Księdza Walentego. Zawodnicy startują spod kościoła Bożego Ciała, a biegną do Studzienki. Prowadzi ich ksiądz proboszcz, jadąc zawsze innym pojazdem. Raz był to wóz strażacki, raz traktor, walec, karetka, a nawet segway. Dotąd ani razu pojazd się nie powtórzył.
W kościele Bożego Ciała w Jankowicach Rybnickich można co tydzień skorzystać z adoracji Najświętszego Sakramentu. Trwa ona w każdy czwartek od 6.30 rano do Mszy św. o 16.00.
– Uklęknij do modlitwy przed Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Doznasz łaski, a umysł ci się rozjaśni – mówi ks. Tadeusz Stachoń. – Nieraz ktoś mówi, że klękał do adoracji jakoś tak wewnętrznie rozbity. Po tej modlitwie, choć zewnętrzna sytuacja wcale się nie zmienia, on zupełnie inaczej patrzy na rzeczywistość – dodaje.
Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.