Biskup wiejski

Przemysław Kucharczak Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 37/2020

publikacja 10.09.2020 00:00

– Często ryzykował życie, udając się do najniebezpieczniejszych miejsc – mówił o nim dr Heine-Geldern, dyrektor Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”. A chaldejski patriarcha Babilonii przyznał Ślązakowi tytuł chorepiskopa.

Ks. Andrzej Halemba w Muzeum Misyjnym w Mysłowicach. Ks. Andrzej Halemba w Muzeum Misyjnym w Mysłowicach.
Henryk Przondziono /Foto Gość

Tym Ślązakiem jest ks. Andrzej Halemba rodem z Chełmu Śląskiego. To dzięki jego talentom organizacyjnym wielu tysiącom chrześcijan z Bliskiego Wschodu udało się przeżyć straszną wojnę i wrócić do odbudowanych domów. Pracował w papieskim stowarzyszeniu „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”. W tym roku przeszedł na emeryturę.

Bitwa z pytonem

Ks. Andrzej Halemba po święceniach kapłańskich w 1980 r. był wikarym u św. św. Piotra i Pawła w Świętochłowicach. Po trzech latach wyjechał do Zambii. Na misji Mambwe pracował z trzema innymi Ślązakami. Na farze stojącej na spalonej słońcem ziemi, pomiędzy kopcami termitów, obowiązywała więc ślonsko godka.

Kiedyś ci śląscy księża „rzykali”, czyli modlili się Różańcem, spacerując wokół misji. Nagle jeden z nich, ks. Benedykt Zowada, gwałtownie odskoczył. – Okazało się, że nadepnął na głowę wielkiego, długiego na 4 metry pytona – wspomina ks. Andrzej. – Wąż był bardzo niezadowolony, że mu przeszkadzamy w polowaniu na naszego uroczego owczarka niemieckiego. Taki pyton ma ogromną siłę, potrafi udusić rosłego mężczyznę. Pół godziny z nim w trójkę walczyliśmy – dodaje.

Księża byli uzbrojeni w kije, bo w buszu zawsze warto mieć dla obrony jakiś patyk. – Pyton tuż przy misji byłby zagrożeniem, zwłaszcza dla dzieci. Zjadłby też pewnie nasze stadko kur – mówi ks. Andrzej. Skóra tego pytona jest dzisiaj eksponatem Muzeum Misyjnego przy parafii w Mysłowicach-Brzęczkowicach. Znajduje się tam też skóra jadowitej, śmiertelnie niebezpiecznej żmii gabońskiej, którą ks. Halemba zabił osobiście. Te gady mają kły o długości nawet 5 cm.

Przedszkole im. Halemby

W Mambwe ks. Andrzej odwiedzał swoich parafian w stacjach misyjnych, rozsianych w promieniu 80 km, spowiadał i głosił Ewangelię. Przetłumaczył na język mambwe Nowy Testament oraz spisał afrykańskie bajki i przysłowia. Ocalił w ten sposób od zapomnienia mądrość pokoleń ludzi, wśród których pracował. Stworzył nawet słownik mambwe-angielski.

Wyjaśnia, że misjonarz ma po pierwsze głosić Jezusa, a po drugie przywracać godność i tożsamość tym, którym służy. – Plemię Mambwe jest niewielkie, inne plemiona traktowały jego członków jak niewolników. Istniało przekonanie, że ich język jest beznadziejny, a tańce głupie. Teraz oni stali się dumni ze swojej kultury. Sami zaczęli tworzyć, mówią, że żadne plemię nie ma tyle literatury w swoim języku, co oni. W konkursach kultury ludu Mambwe, które zaczęliśmy organizować, biorą teraz udział dzieci z 500 wiosek! – relacjonuje.

Misjonarze ze Śląska zbudowali też wraz z parafianami szpital. Dzięki nim powstało też liceum i przedszkole. Członkowie plemienia nazwali to przedszkole imieniem księdza Andrzeja Halemby.

W 1996 r. kapłan został dyrektorem Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie i sekretarzem Episkopatu ds. Misji. W 2006 r. przeszedł do pracy w centrali papieskiego stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” w Niemczech. W 2010 r. został odpowiedzialnym za pomoc chrześcijanom w 23 krajach Bliskiego i Środkowego Wschodu. Nie spodziewał się, że staje przed historycznym wyzwaniem.

Nadszedł bowiem straszny rok 2011, kiedy zaczęła się wojna w Syrii. Równie przerażające wydarzenia rozegrały się w roku 2014. Na Nizinę Niniwy w Iraku, w której znajdowały się całe chrześcijańskie wioski, spadło uderzenie tzw. Państwa Islamskiego (ISIS).

Krew chrześcijan

Żołnierze kurdyjscy obiecywali chrześcijanom z Niziny Niniwy, że będą ich bronić. Godzinę później uciekli. Zaskoczeni chrześcijanie usłyszeli grzmot zbliżających się wystrzałów. Mieli chwilę, żeby zabrać z domów kilka przedmiotów, i też rzucić się do ucieczki. Po drodze bojownicy ISIS odbierali im pieniądze i kosztowności, a dokumenty darli na strzępy.

Ks. Halemba stanął przed zadaniem zorganizowania dla stu tysięcy zmaltretowanych uchodźców natychmiastowej pomocy, żeby w ciągu kilku dni nie umarli z pragnienia i głodu. Postarał się więc najpierw o wodę i żywność dla nich. W kolejnych krokach myślał o schronieniach.

Władze irackiego Kurdystanu pozwoliły uchodźcom schronić się w szkołach. Zbliżał się jednak rok szkolny i zachodziła obawa, że stali mieszkańcy tych ziem zaczną się ostro domagać powrotu swoich dzieci do nauki. „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” zaczęła więc budować szkoły. – Wznieśliśmy je z prefabrykatów bardzo szybko. W Irbilu, stolicy Kurdystanu, zbudowaliśmy też osiedla kontenerowe dla uchodźców – mówi Ślązak. – Płaciliśmy również czynsz za wynajmowane dla uchodźców mieszkania. W jednym pokoju spało tam po kilkanaście osób na rozłożonych materacach – dodaje.

Ks. Andrzej nie umie zapomnieć nauczycielki angielskiego z chrześcijańskiego miasta Karakosz. Krzyczała, żeby ją stąd zabrać dokądkolwiek, bo tu wszyscy chrześcijan zdradzili – także muzułmanie, którzy przez 25 lat byli jej sąsiadami. Gdy chrześcijanie uciekali, sąsiedzi plądrowali ich domy.

Los chrześcijan i jazydów, którzy na czas nie uciekli, był straszny. Mordowane były nawet dzieci; młode kobiety fanatyczni muzułmańscy bojownicy zamieniali w niewolnice seksualne. – Nie zapomnę dwóch dzielnych, starszych kobiet, Gazelli i Wiktorii. W czasie ataku ISIS nie uciekły, tylko się schowały. Po czterech dniach bojownicy je znaleźli i zmusili, żeby szły na czworakach na skraj miasta. Tam czekało już więcej złapanych chrześcijan. Kazali im się „nawrócić” i dodali, że wyznawanie islamu zapewnia raj. Gazella odpowiedziała: „Wierzymy, że jeżeli okazujesz miłość i dobroć, przebaczenie i miłosierdzie, wtedy przybliżasz królestwo Boże. Raj to znaczy miłość! Jeżeli chcecie nas zabić ze względu na naszą wiarę, jesteśmy gotowe umrzeć tu i teraz”. Te słowa tak sparaliżowały bojowników, że puścili obie kobiety wolno. Przyszły do nas pieszo, pokonując kilkadziesiąt kilometrów – mówi ks. Halemba.

Po dwóch latach bojownicy Państwa Islamskiego zostali wyparci z Niziny Niniwy. Ks. Halemba jest autorem programu odbudowy „Powrót do korzeni”, nazywanego „Planem Marshalla dla Niziny Niniwy”. 30 mln euro dołożył do niego rząd niemiecki. Dzięki temu „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”, w ścisłej współpracy z Kościołami prawosławnymi, ruszyła z wielkim programem odbudowy domów chrześcijan.

Zabawka z miną

Ks. Andrzej najpierw jeździł do zrujnowanych chrześcijańskich miejscowości, żeby zobaczyć, czy powrót jest już możliwy. Ryzykował, że wpadnie w ręce maruderów Państwa Islamskiego, albo że rozerwie go mina. – Zaminowane i niezdatne do uprawy były pola. W mieszkaniach chrześcijan tkwiły miny-pułapki. Wchodziłem do takich miejsc. Na podłodze leżały na przykład jakieś śmieci, albo niewinnie wyglądająca zabawka. Gdybyś je podniósł, doszłoby do eksplozji. Państwo Islamskie w ten sposób chciało wywołać w chrześcijanach lęk, żeby nigdy nie wrócili – mówi.

Udało się odnowić kilka tysięcy domów. – Każdy z nich został sfotografowany przed odbudową i po niej. Zeskanowaliśmy każdy rachunek, żeby pieniądze zostały dobrze wykorzystane. Są organizacje pomocowe, które wydają na swoją administrację 60 proc. pieniędzy, a na pomoc tylko 40 proc. My zredukowaliśmy koszty administracji do kilku procent – mówi.

Dzięki odbudowie aż 45 proc. uchodźców wróciło na Nizinę Niniwy. – Ale i tak w Iraku mieszka teraz najwyżej 150 tys. chrześcijan, podczas gdy w 2003 r. było ich 1,5 mln – wskazuje.

Po remoncie domów „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” rozpoczęła renowację kościołów, domów parafialnych, konwentów dla sióstr, przedszkoli. – Trwa odbudowa choćby szkoły średniej w Karakosz, którą mają prowadzić siostry dominikanki – mówi.

Wdzięczny kardynał Louis Raphael Sako, chaldejski patriarcha Babilonii, nadał Ślązakowi tytuł chorepiskopa. Dosłownie znaczy to „biskup wiejski”.

Jezus po arabsku

Ks. Andrzej spotkał kiedyś w drodze na lotnisko taksówkarza z Afganistanu, który nie wiedział nawet, kim jest ksiądz, ale znał… Jezusa. Twierdził, że usłyszał Jego głos, gdy wszedł kiedyś do pustego kościoła katolickiego w Niemczech. „Jezus powiedział, że pokaże mi trzy drogi do siebie. Tego samego wieczora znalazłem książkę na ławce w parku. Podnoszę, a na okładce tytuł: »Trzy drogi do Jezusa«. Od tego czasu przychodzę z Nim porozmawiać” – mówił taksówkarz. Jak każdy muzułmanin, był przy tym przekonany, że Jezus jest prorokiem, a nie Synem Bożym.

Muzułmanie na Zachodzie często miewają też sny, w których spotykają Jezusa. – To dlatego, że oni są głodni duchowości! A w nas ten głód został często zabity przez obfitość dóbr, profanum stało się dla nas ważniejsze niż sacrum – uważa ks. Andrzej. Po rozmowie z Afgańczykiem zainspirował swoich przyjaciół do napisania cyklu katechez biblijnych po arabsku dla kandydatów do chrztu. Zostały one wydane w formie książki, e-booka i audiobooka. Jak się okazuje, takich pozycji dotąd nie było!

Na emeryturze ks. Halemba pisze m.in. książkę „Historia i tradycja ludu Mambwe”. Mieszka wciąż w Königstein w Niemczech. Jest tam teraz kapelanem sióstr urszulanek. – Za rok chciałbym wrócić do Katowic, gdzie jest lepsza baza naukowa. Chyba że okaże się, że będę nadal potrzebny jako kapelan sióstr. Wtedy zostanę, bo najpierw trzeba być księdzem, a dopiero później można być historykiem – mówi.

Dostępne jest 3% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.