Bracia niepełnosprawni

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 31/2020

publikacja 30.07.2020 00:00

Kasia starannie ścieli łóżko, Romek przenosi stolik, Artur właśnie przyniósł odkurzacz. To podopieczni Zakładu Aktywności Zawodowej, którzy pracują w Katowicach – i to dobrze pracują. Ich historię przedstawia na zdjęciach Krzysztof Gołuch.

▲	Fotografie można oglądać w muzeum do 30 sierpnia. ▲ Fotografie można oglądać w muzeum do 30 sierpnia.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Jest on znakomitym artystą; zawodowo pracuje jako dyrektor ośrodka Caritas w Knurowie. Jego zdjęcia można oglądać do 30 sierpnia na wystawie „Hotel” w Muzeum Historii Katowic w oddziale na Nikiszowcu. Przedstawiają niepełnosprawnych pracujących w ZAZ Świętego Marcina prowadzonym przez Caritas Archidiecezji Katowickiej.

Samodzielna Kasia

Zakład Aktywności Zawodowej, w którym powstały zdjęcia, zatrudnia aż 39 niepełnosprawnych. Część z nich sprząta pokoje gościnne i obsługuje recepcję w części hotelowej. Inni pracują w kuchni, w pralni i w grocie solnej. Każdy z nich pracuje w ramach umowy o pracę na pół etatu.

Jedna z bohaterek wystawy, Kasia, cierpi na upośledzenie umysłowe i dziecięce porażenie mózgowe, a przy tym niedowidzi. W Domu Świętego Marcina pracuje od czasu jego otwarcia, czyli od 5 lat. Co dzień sama przyjeżdża komunikacją publiczną z Rudy Śląskiej-Halemby. Mogliby ją podwieźć rodzice, ale Kasia chce być samodzielna i bardzo sobie tę samodzielność ceni. Czy deszcz, czy śnieg, codziennie rano dociera na dworzec w Katowicach i dzielnie idzie do pracy w górę ulicy Wita Stwosza. To prawie 1,5 km marszu. Zanim tę pracę podjęła, poruszała się tylko w obrębie swojego miejsca zamieszkania. – Radzi sobie świetnie. Sprząta pokoje dla gości, wyciera kurze, ściąga brudną pościel i zakłada świeżą. Praca nauczyła ją samodzielności i samozaparcia – ocenia Marzena Skiba, kierownik ZAZ Świętego Marcina.

Na innym zdjęciu widać niepełnosprawnego intelektualnie i ruchowo Tomka, który dodatkowo niedosłyszy, a mimo to sam dojeżdża do pracy z Mysłowic. – Tomek jest świetny w odkurzaniu, którego jest sporo, bo dywany mamy w całym budynku. W tym się odnalazł, bo każdy z nich odnajduje się w czymś innym. Jeden świetnie wyciera kurze, inny potrafi zmywać naczynia, kolejny dobrze ścieli łóżka. Ojciec Tomka zmarł, a mama choruje, więc ważne jest dla niego także to, że zarabia i może wesprzeć finansowo rodzinę – mówi pani kierownik.

Siostry i wujkowie

Krzysztof Gołuch nie przepada za określeniem „osoby niepełnosprawne”. – To są nasi bracia! To nasi bliscy, siostry, wujkowie, szwagrowie, sąsiedzi, ludzie, którzy żyją blisko, obok nas – mówi. Podkreśla, że dla niego nie jest najważniejsze to, jak fotografowani przez niego ludzie się poruszają, czy kuleją, czy wspierają się na kulach. – Mnie nie interesuje ich inność, ale ich człowieczeństwo. To, jakimi są ludźmi – mówi. Jakiś czas temu dostał nagrodę w konkursie fotograficznym za zdjęcie niepełnosprawnych, którzy pracują w gospodarstwie rolnym w ośrodku Caritas w Mikołowie-Borowej Wsi. Okazało się, że jury w ogóle nie zorientowało się, że przedstawieni na zdjęciu ludzie są niepełnosprawni. Nagroda została przyznana za „nowoczesne ujęcie współczesnego rolnictwa”. Fotografa bardzo to ucieszyło.

Dlaczego robił zdjęcia niepełnosprawnym akurat przy pracy? – Ojciec Święty Franciszek powiedział, że brak pracy odbiera ludziom godność – odpowiada. I wyjaśnia, że dotyczy to także niepełnosprawnych.

W prowadzonym przez Caritas Domu Świętego Marcina niepełnosprawni pracują pod okiem instruktora, który sprawdza, czy popełniają błędy. Po pięciu latach stali się jednak tak samodzielni, że już nie trzeba im pokazywać, co jest jeszcze do zrobienia. Sami wykazują inicjatywę.

Dla tych ludzi pieniądze, które otrzymują za swoją pracę, nie są na pierwszym miejscu. Chyba najważniejsze jest dla nich pokazanie innym i samym sobie, że potrafią coś dobrze zrobić. Że są nie tylko wartościowymi ludźmi, ale też wartościowymi pracownikami. – Część z nich dojeżdżała do pracy z domów pomocy społecznej, które teraz z powodu pandemii są zamknięte. Niektórzy codziennie do mnie dzwonią i mówią, że bardzo chcą już wrócić do pracy, chcą znów czuć się potrzebni – mówi Marzena Skiba.

Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.