publikacja 09.07.2020 00:00
– Jeden mnie tam oskarżał, że szedłem ubrany na biało. Ja na to: „Nie wiedziałem, że w PRL-u jest jakiś wyznaczony strój” – mówi ks. Bernard Rottau, wspominając, jak ponad pół wieku temu odpowiadał za prowadzenie pielgrzymki z Chorzowa do Piekar.
Jubilat w swoim mieszkaniu w Dąbrówce Małej.
Przemysław Kucharczak /foto gość
Ksiądz Bernard Rottau, emerytowany proboszcz z Katowic-Dąbrówki Małej, obchodził 60. rocznicę święceń kapłańskich. Studiował w seminarium w czasach, kiedy biskupi byli usunięci z Katowic przez komunistów. Był księdzem, gdy władze zwalczały Kościół. Przeżył kawał kapłańskiego życia... Pochodzi z Nowego Bytomia, dzisiejszej dzielnicy Rudy Śląskiej. Kiedy miał dwa lata, jego ojciec Karol, technik konstruktor, zachorował na obustronne zapalenie płuc.
– Pamiętam ojca tylko z jednego: jak szedł do szpitala i się ze mną żegnał. Jeszcze go widzę... Powiedział mi, żebym słuchał mamy i ciotki – wspomina ks. Bernard. W szpitalu ojciec ks. Bernarda przeszedł trzy zawały. – Miał tak wysoką gorączkę, że serce nie wytrzymało. Leczono go, dając mu do picia kwaśne mleko i robiąc zimne okłady na nogi, bo nie było jeszcze takich leków jak później. Zmarł – mówi.
Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.