Tajemnicze grodzisko

Przemysław Kucharczak

|

Gość Katowicki 28/2020

publikacja 09.07.2020 00:00

Dwa, a miejscami nawet trzy wysokie pierścienie wałów, do dziś tak strome, że wciąż trudno się na nie wspiąć, znajdziesz w lesie w Lubomi koło Wodzisławia. To wycieczka dla ludzi z wyobraźnią.

Pozostałości dwóch zewnętrznych pierścieni fortyfikacji – obiektyw nie ujął wewnętrznego, z najgłębszą fosą. Można je obejść górą. Pozostałości dwóch zewnętrznych pierścieni fortyfikacji – obiektyw nie ujął wewnętrznego, z najgłębszą fosą. Można je obejść górą.
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Jeśli tę wyobraźnię uruchomisz, zobaczysz szczyty tych pierścieni wałów najeżone groźnie wyglądającymi palisadami. Tak to miejsce wyglądało 1200 lat temu. Ten zarośnięty dziś wysokimi drzewami teren był wtedy stolicą słowiańskiego plemienia Gołęszyców.

– To miejsce w Lubomi niedaleko Wodzisławia powinien znać każdy Ślązak – uważa Sławomir Kulpa, archeolog i dyrektor Muzeum w Wodzisławiu Śląskim. – Życie tutaj kwitło, gdy nie było jeszcze Katowic, Wodzisławia ani Żor – dodaje.

Średnica grodziska w lubomskim lesie wynosi 150 metrów. Są tu dwa, a miejscami trzy pierścienie wałów. Są też fosy – ta pomiędzy wałami w kilku miejscach ma aż 6 metrów głębokości. W IX wieku na pewno była jeszcze głębsza.

Od wschodu do głównych wałów przylegały dwa podgrodzia, już słabiej ufortyfikowane. Do głównego grodu w Lubomi można było dostać się przez dwie bramy, wschodnią i zachodnią. Stały tu nawet dodatkowe wały oskrzydlające bramy – do dzisiaj widoczne. Prof. Jerzy Szydłowski, który badał to grodzisko, nazwał jedno z tych umocnień przy bramie „niby-barbakanem”.

Projektanci tych umocnień, choć byli niepiśmienni, mieli inteligencję i wiedzę techniczną. Wybrali na gród świetne miejsce, bo w dodatku dojście tutaj utrudniały głębokie parowy od południa, zachodu i północy. To była forteca, i to wyjątkowa, jak na swój czas.

Mimo to prawdopodobnie została zdobyta. Archeolodzy stwierdzili, że ten gród spłonął pod koniec IX wieku. Nikt go już nie odbudował.

Istnieje teoria, że sprawcą zagłady Lubomi był Świętopełk, władca Państwa Wielkomorawskiego. W tym samym czasie spłonęło bowiem też kilka innych śląskich grodów. Czyżby więc Państwo Wielkomorawskie podbijało wtedy Górny Śląsk? Z „Żywota św. Metodego” wynika, że Wielkomorawianie wzięli do niewoli władcę plemienia Wiślan (ich grodem był m.in. Kraków). Prof. Szydłowski przypuszczał, że stało się to na tej samej wojnie, w której śląscy Gołęszyce i małopolscy Wiślanie mogli walczyć jako sojusznicy.

W tego typu grodach w razie wojny chroniła się okoliczna ludność wraz ze swoimi stadami zwierząt. W środku stały też budynki.

– Odkryto tu chałupy słowiańskie, półziemianki na planie prostokąta, a także większy obiekt, prawdopodobnie świątynny – mówi Sławomir Kulpa.

Jak tu trafić? Jeśli jedziemy ul. Raciborską od strony wsi Syrynia, to zaraz po wjeździe do Lubomi (Raciborska zmienia tu nazwę na Asnyka) skręcamy w prawo – w przeciwnym kierunku, niż wskazuje drogowskaz na Grabownię. Trzeba wjechać w wąską drogę, wiodącą prosto wśród pól. Gdy ta nasza droga skręci w lewo pod kątem 90 stopni, jedziemy dalej prosto polną drogą aż pod las. Tam już trzeba zostawić samochód i pójść dalej pieszo najpierw niebieskim, a później w lewo czarnym szlakiem.

Poniżej galeria zdjęć

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.